Jeśli oceniać ten film, jako debiut filmowy, to naprawdę nie jest źle. Jednak poza tą masą krytyczną kryje się cała gama schematów, stereotypów, klisz, która skumulowana w takiej pigule może służyć przeciętnemu Amerykaninowi, Europejczykowi, jako kolejny powód by znienawidzić islam. Nie wiem, jak faktycznie wygląda życie kobiety w Arabii Saudyjskiej, ale po obejrzeniu wielu filmów z Iranu, czy Turcji ten wydaje się być mocno przesadny. To tak, jakby kabaret chcąc kogoś wyśmiać w swym 10 minutowym gagu przedstawił wszystkie cechy pejoratywne, jakie nam się z danym tematem kojarzą. I podobnie jest z DZIEWCZYNKĄ W TRAMPKACH, no może oprócz tego, że film kabaretem nie jest, ale pozbawiony humoru też nie.
Film generalnie traktuje historię kilkunastoletniej dziewczynki o imieniu Wadjda, która mówiąc ogólnie ma problem z systemem, kulturą, religią i miejscem w którym żyje. Jak na swój młody wiek jest niezwykle dojrzała. Buntuje się i krzyczy prosto w twarz wizerunkowi kobiety, jaki w kraju islamskim jest nakreślony. Tak to przynajmniej wygląda w oczach dorosłych. Nosi trampki, jako symbol zachodniego wyzwolenia, słucha zachodniej muzyki, nie zakrywa twarzy, bawi się z chłopcem i na dodatek chce jeździć na rowerze, co dziewczynkom nie przystoi. By zebrać pieniądze na rower postanawia wziąć udział w konkursie znajomości Koranu oraz jego recytacji.
W oczach Pani reżyser kobieta - arabka, to przedmiot (używam tego słowa świadomie) całkowitego ucisku. W filmie wszystkie kobiety są w jakiejś, chociaż najskromniejszej formie represjonowane. Podporządkowują się woli męża, bez jego zgody nie mogą nawet zmienić pracy. Gdy tymczasem mąż wcale nie musi mieszkać ze swoją rodziną. Żon może mieć na ile go stać. I generalnie jest bardziej gościem i dochodnym, niż stałym bywalcem.
Szkoła to nie miejsce na emancypację. W oczach zacietrzewionej i nawiedzonej dyrektorki każdy przejaw bliskości kobiety wobec kobiety może zostać potraktowany jako lesbijski. Absolutnie nie można spotykać się z innymi mężczyznami, głośno rozmawiać, śmiać się, czy śpiewać, bo a nóż któryś z nich głos usłyszy, a głos to kobieca nagość, itp.itd. Oczywiście nie obyło się od aranżowanych małżeństw 10-latki z 20-latkiem oraz konieczności poruszania się po mieście wyłącznie w burce, co już nikogo nie dziwi. W każdym bądź razie mam wrażenie, że Pani reżyser mocno wykrzyczała mi swój feministyczny manifest w twarz. O ile jest on przekonujący, o tyle ja w takiej formie go nie kupuję, ponieważ nie lubię, jak ktoś mi się wydziera. A owa forma krytyki wyszła mocno krytykancko.
Co zastanawia, Pani reżyser nie przedstawiła żadnej formy przeciwstawienia się owej religijnej kobiecej opresji. Żadna z kobiet nie buntuje się, nie krzyczy, nie przeciwstawia. Nawet swym mężom, o systemie już nawet nie wspominam. Jedynym rodzynkiem emancypacji w filmie jest owa dziewczynka w trampkach. Niestety jej wiek bardziej wskazuje na dziecinny wybryk, niż świadomą formę przeciwstawienia się uciskowi. Dziewczynka jest po prostu dzieckiem, które jak się uprze, zaprze, to jak wół do celu. To mała cwaniara, która dla własnych interesów potrafi tak owinąć wokół swego palca przeciwnika, że ten jak owca kroczy na rzeź. I sam fakt, braku sprzeciwu wśród dorosłych kobiet, daje mi do myślenia. Czy kobieta w wojnie z męskim światem uważa się za tak słabą, że nie podejmuje ryzyka już na starcie ? Czy też jest jej po prostu dobrze i wygodnie w związku, w którym mimo wielu niedogodności, jest po prostu bezpiecznie ? A może ci ludzie są wychowani w takim szacunku do tradycji i swojej kultury, że przyjmują ją za absolutny pewnik ? Trudno znaleźć odpowiedzi na te pytania w tym filmie.
Obraz mimo sporej dawki irytacji dobrze się ogląda. To miła dla oka historia o zadziornej dziewuszce. Człowiek się wczuwa, a los jej matki przeżywa do głębi. Reżyserka skutecznych użyła narzędzi, by odpowiedni poziom emocji z widza wyciągnąć. Sporo tu humoru, ale też i miejsce dla łez. Jednak cały czas warstwa ideologiczna mnie męczy, a raczej forma jej przekazania. A współprodukcja z Niemcami, karze sugerować, że ten film już na starcie miał mieć jeden cel ... dyskredytację.
Spotkałam wielu muzułmanów i jacy są tacy są, każdy ma swoje wady i zalety, z pewnością mają ogromny szacunek wobec swojej tradycji i kultury. To jest coś, co my, Polacy, zachłyśnięci nowomodą z Zachodu, gdzieś po drodze transformacji kompletnie zatraciliśmy. I tego im zazdroszczę i życzę im, żeby żadne amerykańskie rewolty w imię demokracji im tego nie zabrały. Problem w tym, że po historiach z terroryzmem, ortodoksyjnością religijną, która przejawia się momentami absolutnie nieludzko i absurdalnie, strzelają sobie w stopę i tego obrazu z naszych oczu tak łatwo już się nie wymaże.
W każdym razie film spokojnie można obejrzeć, jednak powiem szczerze widziałam wiele lepszych obrazów traktujących o doli arabskiej kobiety w sposób bardziej subtelny, wyszukany i piękny. Polecam libańskie i irańskie kino Pani Nadine Labaki, czy Marjane Satrapi.
Moja ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))