... czyli najsłabszy film młodej Coppoli od czasów MARII ANTONINY. Mój pełen zachwyt tymże filmem, jak i MIĘDZY SŁOWAMI najprawdopodobniej się już nie powtórzy. A nawet jeśli, to myśl ta pozostaje już niestety mrzonką.
Prawdopodobnie jest to zupełny przypadek, a prawdopodobnie przypadki nie istnieją, że bohaterowie filmu swoją postawą, sposobem myślenia i zachowaniem przypominają bohaterki ze SPRING BRAKERS. Wprawdzie fabuła opiera się na wątkach autentycznych, nie uciekniemy od stwierdzenia, że bohaterowie to zgraja młodocianych pustaków, którym tytułowe bling bling wyznacza drogę do celu. Jakiego celu ? Wciskać pokój i zdrowie w planetę <tej konstatacji niestety nie jestem autorką, a szkoda>.
Jak najkrócej opisać fabułę ? Grupa licealistów w ramach rozrywki, zabicia nudy, zafascynowana showbizem, modą i tym podobne trele morele, postanawia okraść swoich idoli. Mówią, że okazja czyni złodzieja. Trudno poprzeć filmem tę tezę, bowiem po co złodziejowi kasa, gdy rozbija się własnym BMW, LEXUSEM, czy jakimś tam innym wypasionym SUV-em i pławi w chawirach obłożonych marmurem. Dzieciaki mają jazdę na łaszki, buty i biżuterię i nic tak nie kręci jak tzw.easy money, zwłaszcza gdy drzwi stoją otworem. Dosłownie.
Film niestety jest równie pusty, co głowy bohaterów. Coppola nie przedstawia nam jakiejś szczególnej prawdy o przyczynach i skutkach kradzieży. Nie szuka też usprawiedliwienia. Krok za krokiem podąża za bohaterami i takim sposobem jesteśmy bombardowani scenkami rodzajowymi z wybierania kiecek, dywagacji nad wyższością Miu Miu nad Pradą, przymierzania kolejnych Louboutins'ów, czy wciąganiem koki w nocha. Cóż... dzisiejsza młodzież ;-) To swoiste połączenie lasek ze SPRING BREAKERS z młodszą wersją panien z SEKS W WIELKIM MIEŚCIE.
Przez większość seansu próbowałam dostrzec sens tego filmu. Jakieś przesłanie ? Clue ? Cokolwiek. I kiedy pod koniec się poddałam, Coppola zaskakuje. Niestety przez 10 sekund. Maluje bowiem obraz amerykańskiego społeczeństwa zachłyśniętego skandalem. Sycącego się obrzydlistwem. Pochłaniającego sensacje. Im gorsza kategoria, tym popularność większa. Już nikogo nie bawią pozytywy, dobro, działalność charytatywna (patrz scena z Angeliną Jolie). Liczy się szok. Doktryna szoku - ta trafia skutecznie i w same sedno.
Szkoda, że Coppola by dojść do tak głębokich rozważań musiała mnie przeczołgać przez ten grząski grunt. Totalnie się wtopiłam w pustkę płynącą z obrazu i nawet owe 10 sekund życiowych mądrości niewiele pomogły.
Generalnie więc, nie polecam, ale jeśli ktoś oglądał SPRING BREAKERS, wydaje mi się, że nowy film Coppoli będzie świetną konfrontacją z dziełem Korine'a. Przynajmniej ja w ten sposób do tego podeszłam :-) I oba te obrazy mogą sobie rękę podać, choć wizualnie podobał mi się bardziej obraz Korine.
Moja ocena: 3/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))