Strony

wtorek, 10 września 2013

THE KINGS OF SUMMER





Seans z KRÓLAMI LATA odpękany, z bólami. Nastał więc czas na zmierzenie się ze zdaniem większości. Większość mnie przeraża. A/i/e/u/ owa większość uważa ten film za rewelację, nie szczędzi ochów i achów, jakie to odkrycie, cudo, malowane wianki.
A ja z tym filmem mam ten sam problem co z BESTIAMI Z POŁUDNIOWYCH KRAIN. I najwyraźniej jestem ślepa jak kret, głucha jak nietoperz i tępa jak zużyty ołówek. Mnie ten film nie jara. Pod przykrywką wizualnej rewelacji kryje się bowiem oklepana historia o zmęczonych życiem nastolatkach, którym z dobrobytu i nadmiaru szczęścia w dupach się przewraca. A jest to problem ogólnie zwany - dojrzewaniem.



I tak, dwójka głównych bohaterów przechodzi męki pańskie ze swoimi rodzicami. Jednemu nadopiekuńczość rodzicieli wywraca flaki, drugiemu - strata matki i czepialstwo ojca burzy krew. I jak tu żyć ?? Ano tak... w ramach anty rodzicielskiej rewolty zbudują sobie chatę w lesie i pro-ekologicznie żywić się będą kurczakami z fast foodów popijając wodą z pobliskiej rzeczki. Chłopaczki się nie przejmują. Chłopaczki się bawią. Chłopaczki wyznają zasadę "Im free to do what I want any old time" , gdy tymczasem matki dostają wścieku macicy a ojcom piana z pyska leci, bo synowie znaku życia nie dają.
 


Ileż to filmów się przewinęło o trudnym wieku dorastania. Ten nie wnosi w ten temat absolutnie nic nowego. Każdy z nas, w przeszłości bliższej lub dalszej, przechodził wiek chmurny i durny i większość z nas na widok rodziców dostawała symptomów tzw. jelita drażliwego. Każdy z nas przechodził przez dramaty przyjaźni dziecięcej. A i złamanemu sercu potrzebne było super-glue nie jeden raz. I naprawdę jestem w stanie wczuć się w skórę chłopaków. Jedynie, co mi osobiście nie pasuje to pewnego rodzaju nonszalancja bohaterów i absolutny brak hamulców i troski o najbliższych. I znów można znaleźć odpowiedź na taki objaw - durna młodość. Ale takim stwierdzeniem można nawet usprawiedliwiać nagły wzrost zachorowań na koklusz w Bangladeszu :-)



Gdyby film ten był skonstruowany, jak wspomniana wyżej większość jemu podobnych, skreśliłabym go na starcie. Jednak twórcy poszli niewspółmiernie dalej, tworząc niebanalnie piękny obrazek, okraszony świetną ścieżką dźwiękową i masą naprawdę dobrych dialogów. Bez tych trzech atutów ten film po prostu by nie istniał. I nie dziwi mnie zachwyt większości, zarówno nad  BESTIAMI..., jak i THE KINGS OF SUMMER. I nawet jestem w stanie ten zachwyt zrozumieć. Jedyny problem w tym, że mnie ten film nie porywa. Oprócz wizualnego majstersztyku, fabuła jest miałka i banalna. No ale, cóż zrobić zdjęcia Ross Riege wiercą dziury. Muzyka tnie ucho. A postać Biaggio - rozkłada na łopatki, czyt. kocham tego wariata.
 

Mimo mojego malkontenctwa i filmowego zblazowania - polecam seans z samozwańczymi królami lata. Jest piękny i z pewnością autorzy są na szerokiej prostej ku wielkiej karierze. I życzę im, tak pięknych obrazów, jak najwięcej. Liczę jednak, że tematycznie wniosą więcej do kinematografii, niż kolejną opowieść w stylu "to już było". A póki co...
Moja ocena: 6/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))