Strony

środa, 23 października 2013

BREATHE IN





Ostatnio mam dość poważne rozdanie filmowe, które mnie z lekka przygnębia. Najpierw STUCK IN LOVE, GNADE, MAELSTROM, SCENIC ROUTE, no i teraz BREATHE IN. Co łączy te filmy, że wywołuję je do tablicy... smutny obraz związków, jeszcze smutniejsze oczekiwania wobec dorosłości i pewnego rodzaju rozjazd pomiędzy młodzieńczymi marzeniami, a dorosłym życiem.



BREATHE IN to klasyczna historia, w której to młoda dziewczyna, tutaj studentka z Anglii, przyjeżdża do Stanów w ramach wymiany studenckiej. Wtapia się więc w środowisko młodzieży, a jednocześnie zaskarbia sympatię rodziny u której mieszka. Co uderzające od samego początku widać fascynację młodej dziewczyny Panem domu. Widz od samego zatem początku jest w stanie wysnuć zbliżającą się historię. Oprócz wymiany spojrzeń, rozmów i subtelnej gry, bohaterów łączy pasja. Pasja do muzyki. Ona genialna pianistka. On nauczyciel muzyki w szkole, a jednocześnie niedoszły orkiestrowy wiolonczelista.



To historia banalna, najbanalniejsza z możliwych. Cóż bowiem oryginalnego, że mężczyzna w tzw. wieku średnim zakochuje się w pełnej pasji i energii nastolatce. Dziewczynie, która jest uosobieniem jego marzeń o tym, kim chciał kiedyś być, a utknął w domowych obowiązkach, przytłoczony życiem. Bardzo wymowne są dwa kadry. Jego sposób patrzenia na żonę na początku filmu i na samym końcu. Bardzo to smutne, a jednocześnie, gdzieś tu tkwi nadzieja. Ta młoda brytyjka budzi bowiem bohatera z powolnej agonii. Jego małżeństwo ułożone pod dyktando żony, córki i codziennej rutyny. A jego pasja stłamszona i rzucona na boczny tor. Bardzo dobrze sportretował to dialog małżonków, w którym on mówi o entuzjaźmie, pasji, kreatywności, spontaniczności i marzeniach, a ona o porażce, biedzie, karaluchach i zapchlonym materacu. Dlaczego ? ... ponieważ to są dla niej synonimy słów, które jemu kojarzą się z samorealizacją. Z tym kim chce być i co robić. I powiem szczerze z początku ta młoda studentka mocno mnie irytowała. Ponieważ cały ten proceder wkupywania się we względy mężczyzny był zamierzony i przemyślany. Z premedytacją brnęła w związek, który zaczynając się, kończy tragedią inny. Jednak po przemyśleniu, spotkanie tej dziewczyny, to najlepsza rzecz, jaka mogła się przytrafić bohaterowi. Jej obecność powoli otwierała mu oczy na świat. Wbrew pozorom nie seks bowiem był najważniejszy. To nić porozumienia między nimi i zdarcie z rąk kajdan, które nosił przez lata. To uczucie, ten oddech pełną piersią. Stał się wolny. Choć jego wolność kosztowała wiele.



Czasami w życiu tak jest, że podporządkowani codziennym sprawom tracimy rozeznanie i zapominamy o wartościach, które były dla nas istotne lub ważne. Czasami poddajemy je świadomie, na rzecz innych priorytetów, które wypadły nagle lub zaistniały ku temu inne okoliczności. Jednak wbrew pozorom nigdy nie zapominamy o tym co było dla nas ważne, co nas motywowało, fascynowało, co napędzało i dawało sens naszemu istnieniu. Możemy to wyprzeć gdzieś głęboko i tak zrobił główny bohater, ale nie mamy żadnej gwarancji, że kiedyś coś lub ktoś wybudzi nas z letargu i postawi nam w głowie wielki znak zapytania.



Piękny film. Pięknie zobrazowany zdjęciami. Rewelacyjna muzyka. Dla fanów klasyki i nie tylko. No i Pearce, jak zwykle świeci. Genialnie oddaje nostalgię, tęsknotę i pewnego rodzaju sentymentalizm dojrzałego mężczyzny, który jest zagubiony wewnętrznie niczym dziecko. Bardzo dojrzale zagrała również Felicity Jones. I muszę przyznać, że reżyser jest specem od kreowania romansów, trochę banalnych, ale w sposób autentyczny i realny. Nie ma lukrowania i nadmuchiwania balonów, aż pękną. To bardzo stonowane historie, osadzone na życiowych doświadczeniach, bardzo pięknie nakręcone. Uwielbiam, jego LIKE CRAZY.
Polecam więc ten film, tym którzy lubią od czasu do czasu pojechać sobie po czaszce ciężkimi tematami i zadać pytanie, w którym momencie naszego życia obecnie jesteśmy ?
Moja ocena: 8/10

2 komentarze:

  1. Coś czuję, że dobrze by mi się to oglądało w najbliższy weekend, ale niestety nie mogę znaleźć tego filmu :/
    Niepotrzebnie tak się wczytałam w Twoją recenzję, teraz się muszę obejść smakiem :P

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))