Strony

czwartek, 17 października 2013

LE PASSE



Z pewnością będzie to niefortunne porównanie, jednak oglądając ten film przez pryzmat jego postaci i miejsc nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że podobną konstrukcję ostatnio gdzieś widziałam. I tak po sznurku do kłębka doszłam do Polańskiego RZEZI. Teatr kilku aktorów, zamknięte pomieszczenia i fabuła, której bazą jest przede wszystkim dialog. Nie wiem co jednak poszło nie tak w PRZESZŁOŚCI, ale ok.90 minuty filmu zarówno fabuła, jak i postaci wydały mi się pozbawione sensu, a sama historia została niepotrzebnie przedłużona o kolejne 40 minut.
 

Z mam problem od czasu ROZSTANIA. Nie powiem, żeby zrobił na mnie na tyle wielkie wrażenie, aby przyznać mu Oscar'a. Nadal obstaję, że jest to obraz o niebo gorszy od CO WIESZ O ELLY ? jednak jest on na tyle dobry, porusza na tyle ważne problemy, że z pewnością zasługuje na większą uwagę i zapada w pamięci. 
W przypadku PRZESZŁOŚCI mam problem. Oto po latach zjawia się u swej jeszcze nie byłej żony, Ahmed po to tylko, by podpisać papiery rozwodowe. Przez cztery lata ich rozłąki jedynym kontaktem, jaki mieli ze sobą były maile. Historię relacji zarówno ich dwójki, jak i obecnego związku kobiety z innym mężczyzną i ich relacjami domowymi poznajemy powoli w trakcie rozpoznawania tzw.terenu. Bohaterowie bowiem mówią wiele, a dialogi są tak skonstruowane, aby przez dyskusje widz dowiadywał się, jak najwięcej o nich samych i ich "przeszłości". Co ironiczne, owa przeszłość jawi się o wiele bardziej różowo, niż teraźniejszość. Teraźniejszość obarczona niedomówieniami, trudnymi relacjami z dziećmi, jak i nierozwiązanymi, ciągnącymi się jak makaron problemami. Trochę, jak zamiatanie pod dywan kupki śmieci. Tak długo jej nie widać, aż się o nią nie wyrżniesz. W przypadku bohaterów... głową prosto o kant kredensu.



Scenariusz filmu jest intrygujący. Bohaterowie trochę mniej. Są raczej irytujący. Marie to kobieta po kilku nieudanych związkach, która łudzi się, że każdy kolejny będzie tym jedynym, ostatnim. A kolejny partner to już z pewnością miłość jej życia. Na tej kanwie kwitnie masa nieporozumień i animozji z jej dorastającą córką i pasierbem. Po drugiej stronie barykady stoi jej były mąż, który w całej sytuacji wychodzi jako mediator, wujek dobra rada. Niestety jego rady wpadają, jak śliwka w kompot. I jak się okazuje sama jego obecność w domu budzi masę kontrowersji. W całym tym ogonie wzajemnego oskarżania próbuje się znaleźć obecny partner Marie, Samir. Jedyne co mogę o nim powiedzieć, to fakt że utknął w tym związku, jak noga w zastygłym betonie. Ani w prawo, ani w lewo. Jedną nogą z Marie, drugą ze swoją nieprzytomną żoną. Z jednej strony by chciał, a z drugiej boi się. Odbija się od ścian niczym ping-pong. Odniosłam wrażenie, że każda sprzeczka dotycząca jego osoby, jest świetną wymówką, by zwinąć żagle.



Ogromnym plusem są dialogi. Z jednej strony irytujący bohaterowie, z drugiej sensownie prowadzona wymiana zdań. Farhadi tak właściwie bazuje wyłącznie na słowie. Jest to atut z pewnością, ale do połowy trwania filmu. Film powinien bowiem skończyć się dużo wcześniej, niż to faktycznie miało miejsce. Moim zdaniem, film jest o 40 minut za długi, a kolejno postępujące zdarzenia nie wniosły do fabuły nic, czego byśmy nie wiedzieli wcześniej. I o ile pierwsza godzina jest rewelacyjna, druga mocno ostudziła mój entuzjazm.
Po takiej konstatacji można by mi zarzucić, że nie lubię filmów, w których podstawą jest rozmowa. Nie do końca. Może dlatego na początku przytoczyłam RZEŹ Polańskiego. Nawet bym stwierdziła, że Polańskiego obraz jest wyłącznie rozmową. Bohaterowie poruszają się po ekranie, jak po deskach teatralnych. A scenografia pozostaje praktycznie niezmienna. Farhadi, aż tak daleko się nie zapuszcza. Jednak film Polańskiego zachwycił mnie. Trudno ocenić do końca dlaczego. Z pewnością duży udział miała w nim ironia i sarkazm, czego nie odnajdziemy w PRZESZŁOŚCI. Drugą jednak sprawą jest dynamizm na ekranie. Farhadi pozwala sprawom toczyć się samemu, gdy tymczasem Polański sam napędza koło zdarzeń. 
 

Oczywiście aktorsko nie ma się do czego przyczepić. Obraz jest po prostu dobry, a aktorzy skutecznie i umiejętnie przekazują odpowiednią do sytuacji dawkę emocji. Nie podaruję jednak Farhadi'emu takiej zmuły po 90 minucie. No nie mogę. Nie po takich filmach, jak CO WIESZ O ELLY ? i ROZSTANIE. I muszę przyznać, ze coraz bardziej obawiam się jego kolejnych filmów.
Moja ocena: 6/10

2 komentarze:

  1. Czyli będąc fanem Farhadiego można się zawieść? Szkoda, bo liczyłem na ten film...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaczęłam oglądach Farhadiego od jego CO WIESZ O ELLY ? I pamiętam, jak wielkie emocje się za nim kryły. Potem z ciekawością podeszłam do ROZSTANIA i tutaj nie było źle, ale poziomu ELLY nie utrzymano. Natomiast PRZESZŁOŚĆ to znów jeden krok w dół. Jakby Farhadi filmem CO WIESZ O ELLY ? wspiął się na szczyt drabiny swojej kreatywności,a teraz powoli z niej schodził.
      Poza tym wiesz, to zawsze moje subiektywne odczucie, może spróbować przekonać się sam, film wśród wielu wywołał dość duże poruszenie. Ja jednak z gustem wielu niewiele mam wspólnego :-)

      Usuń

Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))