Na tonę chłamu w polskim kinie, można czasami wypatrzeć perełki. Lepsze to, niż nic. Bugajski umiejętnie wgryzł się w temat, który boli polaków najbardziej. Pazerne państwo, układy, nepotyzm i korupcja. Jeśli za tym stoi zatoka czerwonych świń, to wiele mi nie trzeba, by stwierdzić, że to jednak chory kraj jest.
Fabuła wzoruje się na historii firmy Optimus, którą dość dawno temu urzędy i Ministerstwa doprowadziły do upadku, powołując się na niejasne przepisy podatkowe. Jakby coś w tym temacie się dziś zmieniło. Ale nie o polityce ten blog.
Bugajski bardzo dobrze przeniósł środek ciężkości z ofiar na ich oprawców. Fabuła prowadzona jest głównie z punktu widzenia prowadzonej przez prokuraturę sprawy, a nie bohaterów pokrzywdzonych przez pazerność urzędasów. Daje nam to możliwość wgłębienia się w faktyczne rozgrywki, schematy, układy i kolesiostwo. I takie przedstawienie fabuły boli najbardziej. Ta bezsilność wobec ślepej władzy. Władzy chorej, przerdzewiałej i zżartej przez partykularne interesy. Wymiar sprawiedliwości kreowany jest przez postaci, które go reprezentują. Przez młodego prokuratora. Wprawdzie nie został on indoktrynowany, a propaganda komuny nie wyrządziła mu luk w mózgu. Jednak pazerność, arywizm i uległość są cechami niezależnymi od systemu. Po drugiej stronie tej fasady pseudo-świeżości stoi, stary partyjniak, któremu przyświeca jedna zasada "po trupach do celu". Nie ma skrupułów w eliminowaniu jednostek słabszych, gdyż w jego kodeksie rządzi jedno prawo, prawo silniejszego.
Mając taki obraz Polski - skorumpowanej, chorej, przeżartej przez karierowiczów, hochsztaplerów, złodziei i krwiopijców trudno przejść wobec tej historii bez wewnętrznego wkurwienia. I jeśli taki efekt chciał osiągnąć Bugajski, to udało mu się zrealizować plan w 100%. W tak doborowym towarzystwie czerwonej świty nie raziły tortury, zarówno fizyczne, jak i psychiczne na oskarżonych niesłusznie przedsiębiorcach. Wprawdzie oni byli punktem nadrzędnym tej historii, jednak w takim układzie sił, pozostali gdzieś w cieniu. Co nie pozostawia skazy na jakości obrazu. Wręcz przeciwnie... tak rozłożone proporcje, w których rolę nadrzędną pełni niszcząca siła urzędników, a nie pokrzywdzeni, to główny atut filmu.
Nie da się ukryć, że bez świetnych kreacji Gajosa i Kaczora film byłby mdły, bowiem role młodszej części aktorów, zwłaszcza Roberta Olecha były po prostu przeciętne. I tak właściwie trudno się do czegoś szczególnie przyczepić. Może rzeczywiście wątek sprawa Maj vs.Kostrzewa trąci myszką. A tragedia żon została potraktowana po macoszemu. Z jednej strony można cisnąć Bugaja za tak pobieżne i schematyczne potraktowanie sprawy, jednak treść jaka się kryje za opowiedzianą historią jest tak intensywna, że broni się sama.
Moja ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))