Strony

poniedziałek, 18 listopada 2013

CALL GIRL




Póki mnie jeszcze od cyca kompletnie Google nie odciął na szybciocha zapodaję wrażenia ze szwedzkiego seksgate pod tytułem, wymownym z resztą, CALL GIRL.

Film opowiada o aferze seksualnej, w którą zamieszany był praktycznie cały szwedzki rząd, politycy, sędziowie, urzędnicy państwowi, a nawet dyplomaci. W latach 70-tych Szwecja przechodziła rewolucję emancypacyjną. Rząd głosił płonne mowy o wyzwoleniu kobiet, które generalnie polegać miało na wyjściu z garów do urn. Społeczeństwo przygotowywało się do socjalnej mini rewolucji. A pewna starsza dama prowadziła z sukcesem biznes, który wspomagał publicznie zaangażowanych polityków w po roboczym rozluźnieniu. Proceder ów Pani, kwitł. Popyt rósł. Zarówno właścicielka jak i jej dziewczęca trzódka była rada i zadowolona. Kasa bowiem płynęła głębokim i szerokim strumieniem. Problem pojawił się, gdy zabawami polityków zaczęła interesować się policja. I tu pojawia się młody zdeterminowany detektyw, który za wszelką cenę, chce uciąć łeb hydrze hipokryzji.



Film jest bardzo dobrze skonstruowany. Od strony technicznej nie można mu niczego zarzucić. Autentycznie oddane czasy, w który toczy się akcja. Zarówno charakterystyka, ubiór, scenografia, wszystko dograne do najmniejszego szczegóły. Bardzo fajnie wkomponowano ścieżkę dźwiękową, która oddaje rosnące napięcie kryminału. Ogromnym jednak mankamentem jest czas trwania. Wiadomo, że nie jestem wielbicielką filmów dłuższych niż 90 minut. A ten przekracza 120. I niekoniecznie wydłużony czas sprzyja rozwiązaniom fabuły. Pod koniec czuć już zmęczenie materiału. Wiele scen jest zbędnych. I choć skandynawowie nie tylko "Millennium" udowodnili, że potrafią kręcić dobry kryminał, tak i temu nie można zarzucić nic poza czasem i monotonią.



Ciężko patrzy się na sceny, w których młode dziewczyny sprzedają swoje ciała z nie do końca wiadomego powodu. Trochę bowiem na przekór rodzinie, która je opuściła. Trochę na przekór sobie samym. Dla kasy. Dla bycia punktem zainteresowania. Z nudy. Pewne sceny bulwersują, ale mimo wszystko widz jest chroniony przed brutalnością. Choć trudno opanować obrzydzenie na widok śliniących się starców obmacujących nastolatki. Zawsze zachodzę w głowę, jak niski może być moralny upadek człowieka inteligentnego. Można bronić Panów, że im też się od życia coś należy, że mają prawo realizować swoje pragnienia. Jednak gdy się widzi 60-latka, który świadomie wybiera 14-latkę, mając wokół dorosłe, chętne kobiety, ech... świat zdziadział, albo ja jestem ograniczona. Jakby nie patrzeć, film dla zainteresowanych i dysponujących dużą ilością wolnego czasu. Na kokosy nie ma jednak co liczyć.
Moja ocena: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))