Strony

czwartek, 14 listopada 2013

MACHETE KILLS




Zachodzę w głowę, jakie kryterium przyjąć do oceny tego filmu. Cóż... konwencja się nie zmieniła. Rodriguez czuje zabójczego blues'a i jara się łamaniem konwencji kina akcji. Nie są mu obce obrazoburcze obrazki, a że przy okazji nieźle się to sprzedaje, to czemu by nie kontynuować. To chyba ewenement w historii kina, kiedy to niezależna zajawka do filmu, tutaj: GRINDHOUSE, zrobiła tak piorunujące wrażenie i doczekała się własnej, długometrażowej wersji.
O ile jedynka pachniała świeżością, o tyle w dwójce Rodriguez postawił na utarte ścieżki, odciął kupony, ku radości wszem i wobec. To najwyraźniej wystarczający klucz do sukcesu, skoro kampowe wstawki sugerują kontynuację.



Cóż.... film jest głupi jak but, ujmując to kolokwialnie. Trudno jednak liczyć na wyżyny, kiedy formuła jest prosta i mało wymagająca. Ma być brutalnie, krwawo, brutalnie i z hałasem, no i jeszcze raz krwawo. Choć nowe zadanie Maczety jest szczytne - ocalić świat przed zagładą, nie ma tu sensu poszukiwać dramatyzmu. Rodriguez jeszcze bardziej, niż w pierwszej części, postawił na absurdy uśmiercania i środków do tego obranych. Jak nie jelitowa karuzela, to obowiązkowe rozczłonkowywanie i dziwaczne miejsca umieszczania broni palnej. Oczywiście bezsens dominuje. Jednak podchodząc do tego filmu, jak do formy bezmózgiej rozrywki, to przyznam - uśmiałam się kilkakrotnie. 



Ogromnym plusem jest obsada. Świetnie zagrała Lady Gaga (i ja to powiedziałam ?!!). A tak na marginesie, rewelacyjny pomysł z postacią zabójcy pod pseudonimem Kameleon. Błyszczał w roli psychopatycznego, schizofrenicznego szefa kartelu/agenta pod przykrywką. Zaskoczył Sheen. Rodriguez stworzył dla niego wymarzoną rolę ... siebie samego ;-), no prawie. Z pewnością przypomniał wszystkim swoje liczne, poza aktorskie talenta. A to tylko nieliczni z plejady naprawdę dobrych aktorów.
Z pewnością MACZETA to nie jest kino, które porażało będzie fabułą, logiką i rewelacyjnym CGI. Rodriguez do tej produkcji podchodzi wyjątkowo nisko budżetowo, nie licząc pewnie gaż aktorskich. Efekty są tandetne. Jednych może razić efekciarstwo kina lat 70-tych, choć dla mnie to akurat zaleta.  Ogromnym mankamentem jest brak logiki, to swoisty bełkot ku chwale absurdu. A absurdów co niemiara. Film jest też nierówny. W sporo naprawdę fajnych dialogów i mistrzowskich sentencji Maczety, wplatane jest pretensjonalne gadulstwo. Jednak jestem w stanie wybaczyć Maczecie. Maczeta to ziszczenie wszystkich dżołków o Chuck'u Norris'ie, a Machete don't joke :-)
Moja ocena: 6/10



2 komentarze:

  1. Danny Trejo - człowiek który boi się robić cokolwiek innego poza pracą. Podejrzewam że robi to ze względu na terapie. Niech robi.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))