Strony

sobota, 14 grudnia 2013

MATTERHORN





Zacznijmy od tego, że ostatnimi dniami mam filmowe rozdanie pod łachem. Jakoś się mi nie kleją filmy, które od kilku dni mam zaszczyt oglądać. Mimo wysokich ocen na filmowych portalach to raczej niższa średnia półka. A szkoda, bo mój czas jest bezcenny, gdy ma się listę kilkuset filmów do obczajenia.
Ale do rzeczy.... 



Wybierając MATTERHORN pomyślałam sobie, "o! to może być fajna słodko-gorzka komedia o samotnym Panu, który znajduje przyjaciela, kompana, towarzysza w mężczyźnie upośledzonym". Idąc dalej tym tropem, pomyślałam sobie, że ta relacja, dziwaczna z lekka, nada obrazowi niesamowitej lekkości, odrobinę groteski smutnym, pokrzywdzonym przez los Panom. Trochę zastanawiał mnie mało oczywisty wybór tego tytułu do kin. Nie dość, że to film holenderski, a te nie są mi jakoś szczególnie znane, to jeszcze reżyser z przysłowiowym mlekiem pod nosem. Jednak teraz, mając pełną perspektywę po seansie stwierdzam, że wybór tego filmu do kin jest jasny, jak słońce. 



Odnajduję dziwną fascynację kinem gejowskim ostatnimi czasy. Pełno ich i w kinie, w sieci jeszcze więcej. Jakoś nie fascynuje mnie ta tematyka. Zakreślając mniejsze koło, MATTERHORN nie jest filmem wybitnym. Jest bardzo przeciętnym. A co go jeszcze bardziej osłabia, to ideologia, propaganda i moralizatorstwo tak chamsko i prostacko wpychane widzowi w oczy, aż łzawią. Jestem mocno przeczulona na punkcie przemycania w kinie tandety bazującej na najdelikatniejszych ludzkich emocjach. Jakby w celach ostrzegawczych wpychać rękę w ogień po to, by zobaczyć skrzywioną twarz osoby, która to ogląda. 
I tak !!!... wzruszyłam się relacją ojciec-syn... i owszem !!! ... obruszyłam się zacietrzewieniem, ignorancją, wstecznictwem i ciasnotą umysłową kościoła. Jednak sposobu w jaki sprzedał to reżyser nic nie jest w stanie przebić. Tytułowa góra Matterhorn to kiczowata symbolika życia bohatera. Jego długoletniej samotności, banicji syna, wielu lat prób pogodzenia się z nim, by w końcu zmierzyć się z własnymi uprzedzeniami, słabościami, przełamać się i pogodzić z jedynakiem. Bohater po latach samotności w końcu zdobywa swój szczyt lub też inaczej to samotność i ból nauczyły bohatera tolerancji. To one go w końcu złamały i jak tę samotną, odstraszającą swym widokiem górę w końcu po latach ciężkich prób, zdobyły.
Co za kicz ! Brakuje jeszcze obrazu jelenia na rykowisku !! Choć patrząc na poniższy obrazek niewiele brakuje :-D



Choć film początkowo wydawał się bardzo sympatyczny, głównie za sprawą relacji pomiędzy głównym bohaterem, a jego niepełnosprawny kompanem, pod koniec rozkłada na łopatki swoim prostackim przekazem. Ten film nadaje się dla holenderskich gimnazjalistów. Te proste obrazkowe pismo w sam raz trafi do ich mega tolerancyjnych głów. Ja się jeżę na samą myśl, że taki przekaz miałby zmieniać mój światopogląd. Tanx, no tanx, niech mój Matterhorn sobie stoi samotnie nadal niezdobyty, aj dont kier.
Moja ocena: 4/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))