... czyli o tym, jak to podstarzali herosi kina akcji lat 80-tych, planują wielką ucieczkę z więzienia, z którego wychodzi się wyłącznie "nogami do przodu" .
Główny bohater, którego gra Stallone, to człowiek współpracujący z rządem w testowaniu zabezpieczeń więziennych. Jego praca wygląda mniej więcej tak: idzie do więzienia pod zmyśloną tożsamością, obserwuje, dostaje po ryju, obmyśla plan ucieczki i ucieka. Jego doświadczenia i wnioski mają za zadanie posłużyć służbom penitencjarnym w poprawie bezpieczeństwa. Po jednej z takich akcji, nasz bohater otrzymuje życiowe zadanie. Duża kasa. Jeszcze większe ryzyko. Zostaje zamknięty w miejscu, obok którego pies z kulawą nogą by nie przeszedł i tam wpada w poważne tarapaty. A w wyjściu z nich pomaga mu nikt inny, a Arnold S. , również uwięziony. Razem obmyślą plan ucieczki z więzienia, które zbudowano wzorując się na zaleceniach dotyczących zabezpieczeń spisanych przez głównego bohatera.
Jestem ogromną fanką dwóch głównych aktorów, Stallone-Schwarzenegger. To osobowości reprezentujące kino z lat, które lubię najbardziej. Kino akcji, które skupia się na sile mięśni, mało skomplikowanej osobowości i dialogach, które wryły się w pamięć każdego kinomana, niczym kołek w ścianę. Jakżebym mogła sobie darować ten film mając moich superbohaterów razem na ekranie. I nie ważne, że szron lat minionych osadził się im na głowach. I nie ważne, że pierś z lekka ginekomastię przypomina. I nie ważne, że Panowie biegną, jakby stali w miejscu. To wszystko nie ważne. Ważne jest to, że w jakimkolwiek gniocie by nie zagrali i tak będzie "fun". I tak jest w samej rzeczy.
Po pierwsze, absolutnym zaskoczeniem jest dla mnie dobór reżyserski. Mikael Håfström znany jest bowiem z filmów bardziej psychologicznych, czy z lekka ociekających dramatem (Zlo (2003) , 1408 (2007), Szanghaj , Rytual, Wykolejony ), niż kina akcji. Poradził sobie jednak bardzo dobrze. Wykrzesał z aktorów co tylko mógł. Nie zaprzeczajmy, aktorstwo Stallone-Schwarzenegger jest bardziej drewniane od góralskiej chaty. I o ile scenariusz to nieźle uknuta intryga, która wciąga i pochłania kompletnie, o tyle dialogi momentami wołają o pomstę do nieba. Całość jednak to przede wszystkim wartka akcja. Fajnie zarysowana fabuła. No i aktorzy, na których, mimo mankamentów wielu, zawsze fajnie się patrzy. Niesamowicie zabawne sceny Arniego wypowiadającego swoje kwestie w soczystym niemieckim, oj nie pamiętam kiedy taki cud na ekranie się ostatnio zdarzył. I scena, w której dobiera się sam do karabinu maszynowego i niczym Komando rozpruwa pociskami ciała kilkudziesięciu atakujących biedaka strażników. Ten kto pamięta kino akcji z lat 80-tych dodatkowo znajdzie kilka fajnych perełek w dialogach, które miło nawiązują do obrazów z tamtych lat. Poza tym przyjemnie jest zobaczyć w akcji, po długim czasie, jednych z moich ulubionych aktorów: Vincent D'Onofrio , Vinnie Jones, czy Sam Neill. Nawet jeśli ich role nie były zbyt rozbudowane i wyszukane. No i klimatyczna postać, więziennego naczelnika, pedantycznego psychopaty, w którego wcielił się Jim Caviezel.
Cóż... pozostaje mi polecić ten film. Nie jest to z pewnością kino najwyższych lotów, ale zabawa jest przednia. Fabuła wciąga, akcja ma solidne tempo. Oczywiście jest tu sporo mankamentów, ale jak ma się taaaaki tandem przed oczami, to wszelkie braki przysłonią swoimi wypracowanymi barkami.
Moja ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))