Nie jestem i nigdy też nie byłam fanką twórczości braci Coen. Są filmy, które do mnie przemawiają, ale są również takie, które uważam za niepotrzebne, chociażby ostatni TRUE GRIT. Są filmy, które bawią do łez (LADYKILLERS, TAJNE ŁAMANE PRZEZ POUFNE) i są takie, które przerażają (MILLER'S CROSSING, TO NIE JEST KRAJ DLA STARYCH LUDZI).
Trudno jednoznacznie zakwalifikować historię Llewyn'a. Trochę w nim nuty komediowej, trochę tragicznej. Przede wszystkim jednak, to nostalgiczna opowieść otarta łzami i trudem spełniania swoich marzeń. Opowieść o człowieku niespełnionym, samotnym, ale pełnym pasji.
Bracia Coen ponownie sięgnęli po książkę. Nie jest to wierne odwzorowanie powieści, jak miało to miejsce w przypadku McCarthy. Bazując jednak na biografii muzyka folkowego Dave'a Van Ronka, wykreowali postać Llewyn'a Davis'a.
Llewyn to wolny ptak. Pełen pasji do muzyki i determinacji w spełnieniu swego marzenia. Poznajemy go tuż po śmierci jego przyjaciela, z którym tworzyli przez lata zespół. Llewyn marzy o karierze solowej. Jednak ilość rzucanych kłód pod nogi mocno go przytłacza. Rzeczywistość jest pazerna. Llewyn cierpi na permanentny brak gotówki. Pożycza pieniądze skąd tylko może. Sypia, gdzie tylko go przygarną. Ma problem ze schorowanym ojcem i dziewczyną, która chce usunąć jego dziecko. Llewyn to człowiek przegrany. Llewyn to przede wszystkim muzyk duszą i ciałem. Można powiedzieć, że to odpowiednia osoba do takiego zawodu. Artysta, który posiada talent i kocha to, co robi. Jednaka ani czas ani miejsce nie jest odpowiednie. Akcja bowiem toczy się w latach 60-tych, w których muzyka Bob'a Dylan'a, czy Joan Baez dopiero raczkowała, a era beatników osiągała swoje apogeum. Niewielu było odbiorców i niewielu chętnych, by taką muzykę promować. I choć bohater starał się zaistnieć cały jego wysiłek schodził na marne.
Llewyn to wolny ptak. Pełen pasji do muzyki i determinacji w spełnieniu swego marzenia. Poznajemy go tuż po śmierci jego przyjaciela, z którym tworzyli przez lata zespół. Llewyn marzy o karierze solowej. Jednak ilość rzucanych kłód pod nogi mocno go przytłacza. Rzeczywistość jest pazerna. Llewyn cierpi na permanentny brak gotówki. Pożycza pieniądze skąd tylko może. Sypia, gdzie tylko go przygarną. Ma problem ze schorowanym ojcem i dziewczyną, która chce usunąć jego dziecko. Llewyn to człowiek przegrany. Llewyn to przede wszystkim muzyk duszą i ciałem. Można powiedzieć, że to odpowiednia osoba do takiego zawodu. Artysta, który posiada talent i kocha to, co robi. Jednaka ani czas ani miejsce nie jest odpowiednie. Akcja bowiem toczy się w latach 60-tych, w których muzyka Bob'a Dylan'a, czy Joan Baez dopiero raczkowała, a era beatników osiągała swoje apogeum. Niewielu było odbiorców i niewielu chętnych, by taką muzykę promować. I choć bohater starał się zaistnieć cały jego wysiłek schodził na marne.
Coen'wie historią Llewyn'a oddali hołd muzyce folkowej. Na niej bazuje film. Jest przepełniony aurą tradycyjnych pieśni amerykańskich. Ścieżka dźwiękowa pod pieczą T Bone Burnetta to klucz do fabuły, o której bracia Coen cynicznie mówią - fabułą jest kot o imieniu nawiązującym do BRACIE, GDZIE JESTEŚ ? Kot, który poniekąd staje się alegorią życia bohatera. Nie jest to bowiem klasycznie budowana historia biograficzna. Akcja toczy się niechronologicznie, a siłą napędową (podobnie jak filmie THE BROKEN CIRCLE BREAKDOWN) są dźwięki folkowej muzyki.
Bracia Coen przepełnili film symbolami. Poprzez kreowanie aury, sytuacji i postaci odsyłają nas do wcześniejszych swoich filmów - BARTON FINK, THE BIG LEBOWSKI, A SERIOUS MAN, czy wspomniany wyżej BRACIE, GDZIE JESTEŚ ? Nawet tytuł filmu ma ton dwuznaczny. "Inside" to płyta Llewyn'a Davis'a i w głąb życia Llewyn'a, jego rozterek, melancholii i nieustającego boju z codziennością bracia Coen nas kierują.
CO JEST GRANE, DAVIS ? nie jest łatwym filmem. Jest przepełniony muzyką, która wielu może zmęczyć. Jednak Ci, którzy liczą na subtelny, ironiczny ton opowieści Coen'ów mogą liczyć na wiele. Dobrze odbieram ten film. Prowadzenie historii nie jest nużące, a los Llewyn'a nie nastraja pozytywnie. I choć osobiście muzyka folkowa nie jest moją pasją, dobór Oscaar'a Isaac'a do roli Llewyn'a był doskonały. Isaac rewelacyjnie zaśpiewał, a melancholijność w jego oczach jest obezwładniająca. Zaskakuje rówież Carey Mulligan, która ze słodkich nimf przeistoczyła się w bluzgającą karierowiczkę, która niekoniecznie wie, czego od życia oczekuje.
Myślę jednak, że nie jest to film, którym bracia Coen zaskarbią sobie sympatię nowych widzów. To film skierowany głównie do ich fanów i wielbicieli twórczości. Myślę, że ci, którzy doskonale pamiętają filmy braci będą mogli szerzej cieszyć się odbiorem obrazu, znajdując wiele detali i perełek, których przeciętny widz nie dostrzeże. Mimo to zachęcam. To jeden z bardziej subtelnych, intymnych i nostalgicznych filmów, jakie u Coen'ów widziałam.
Moja ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))