... czyli jak twierdzi sam odtwórca głównej roli, popisowa rola, film marzenie, dzięki któremu można przejść do historii. Czy rzeczywiście ? Czy na tle tylu powstałych filmów o Mandeli ten się czymś wyróżnia ?
Powiem szczerze, że film mnie nie uwiódł. Może za słabo przedstawiono walkę Mandeli o zniesienie apartheidu. Mam wrażenie, że ten wątek, najważniejszy z jego życia, potraktowano bardzo pobieżnie. Justin Chadwick, który ma na swoim koncie dwa dobre filmy (Kochanice króla (2008), Pierwszoklasista (2010) ), postawił na życie prywatne Mandeli i jego filozoficzne spostrzeżenia, które były podwalinami jego podejścia do walki z segregacją w RPA.
Dużo się swego czasu naczytałam na temat kariery politycznej Mandeli, której w filmie nie poświęcono praktycznie wcale uwagi, a która w życiu realnym spotkała się ze sporą krytyką. Mandela bowiem jest o wiele lepszym przywódcą, niźli politykiem i tego ducha oddał Chadwick. Drugim atutem filmu jest kompletnie inne spojrzenie na życie Mandeli, jakie do tej pory widziałam. Jego związki z kobietami i życie miłosne było znane z różnorodności. Jednak małżeństwo z Winnie traktowane było raczej z pobożnością należną tak zasłużonemu człowiekowi. Chadwick burzy z lekka ten obraz. Ale nie obraża w nim nikogo. Przedstawia nam ogromną różnicę światopoglądową. Oddalanie się ideologiczne małżonków, których właśnie idea połączyła, a których rozdzieliła wieloletnia rozłąka.
Chadwick uwypukla rozpad małżeństwa Mandeli poprzez lata przesłuchań i terroru na obu małżonkach. Mandela został zamknięty w celi, odcięty od świata zewnętrznego, od informacji, rodziny na 27 lat. Ta sytuacja kontrastowana jest zmianami wśród społeczeństwa. Jego dojrzewanie do konieczności przeprowadzenia radykalnych zmian. Wybuchy złości, agresji i kiełkująca beznadzieja, która pobudza do walki. Takie zmiany wpłynęły niesamowicie na psychikę Winnie. Ich powrót po latach i późniejsza rozłąka była naturalną konsekwencją. I jak Mandela pięknie podsumował, utrata Winnie to jedyne zwycięstwo, jakie system nad nim osiągnął.
Bardzo ciekawy film. Bardzo dobra rola Idris Elba. Nie sądzę jednak, by była tak zjawiskowa, że obraz Mandeli zostanie mi w pamięci pod jego postacią. Zdecydowanie większe wrażenie zrobiła na mnie filigranowa Naomie Harris. Zmiana jaką przechodziła od momentu poznania Mandeli do chwili jego wyjścia z więzienia rysowała się na jej twarzy. Była w tej roli autentyczna i przekonywująca. Jednak zarówno Harris, jak i Elba uchwycili ten niezwykły przykład, jakim jest Mandela i Winnie. Oboje są potwierdzeniem tezy - można złamać ludzkie ciało, jednak duch pozostaje nietknięty.
Moja ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))