W 2008r. Guillaume Canet wraz z Francois Cluzet wcielili się w role dwóch braci stojących po dwóch stronach barykady. Młodszy wybrał zawód policjanta, natomiast starszy zdecydował się na karierę kryminalisty. Kiedy po latach starszy z braci wychodzi z więzienia rzeczywistość nie dając mu wytchnienia zmusza do kolejnych trudnych wyborów i decyzji, w które chcąc nie chcąc wmieszany zostaje brat - policjant.
Tę historię Guillaume Canet po latach wielu postanowił przełożyć na język angielski, przenieść do Nowego Jorku i zaangażować aktorów, na których z lekka kurz się osadził.
Podstawą budowania dramatu jest konflikt braterski, oparty na konieczności podejmowania wyborów wbrew własnemu sumieniu. Na miłości silniejszej niż rozsądek. Na wartościach, które świadczą o tożsamości i wrażliwości człowieka. Canetowi udało się stworzyć naprawdę klimatyczny dramat na wątku kryminalnym. To naprawdę dobry remake. Historia opowiadana jest lekką ręką i mimo dwóch godzin seansu nie czuć upływającego czasu, czy znużenia. Canet potrafi zachęcić widza tą na wskroś banalną i oklepaną historią o kryminaliście i jego prawym bracie.
Obraz nie posiada spektakularnych efektów. Nie ma w nim efektownych pościgów, czy mrożących krew w żyłach kryminalnych historii. To opowieść o dwójce najbliższych sobie osób, których życie skierowało na odległe bieguny, a którzy muszą się wzajemnie akceptować i tolerować. Dzięki tym wewnętrznym rozterkom bohaterowie stają się niesamowicie ludzcy i przekonywujący.
Podobała mi się ścieżka dźwiękowa. Nadmienić trzeba, że akcja toczy się w latach 70-tych i tym klimatom jest podporządkowane tło muzyczne. Ujęła mnie rewelacyjna scenografia i charakteryzacja. Auta, ulice, fryzury. Widać, jak wielki położono nacisk na detale, wbrew pozorom bardzo istotne. Canet lubi otaczać się dobrymi aktorami i obrał właściwy kierunek przy ich doborze. Cudowny Clive Owen i Billy Crudup oraz grupa aktorów, która zniknęła nam z pola widzenia ostatnimi czasy: James Caan, Noah Emmerich, Lili Taylor. Z pewnością obsada robi wrażenie i niezaprzeczalnie podnosi poziom filmu.
BLOOD TIES to jeden z tych filmów, który nie stawia na wizualne efekciarstwo, a na treść i jej przekaz. Obraz mnie absolutnie wciągnął, a historia burzliwej miłości braterskiej i związanych z nią trudnych wyborów wielce poruszyła.
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))