Czy aktor może unieść film na tyle, by stał się on wartym oglądania ? Myślę, że tak. Może nie będzie rewelacji, ale będzie na tyle znośny, że dotrzymamy do końca bez irytującego mrowienia w dolnej części ciała. Muszą być jednak spełnione dwa warunki. Pierwszy to historia na tyle mocna, by porwała i zaciekawiła widza. Drugi to scenariusz. Bez tego, nawet Marlon Brando i Meryl Streep w parze nie są w stanie czynić cudów.
IMIGRANTKA, jak sam tytuł wskazuje to opowieść o Polce, która ucieka z kontynentu ogarniętego wojną do krainy spełnienia marzeń. Ta oaza szybko przestaje być wysepką niosącą ukojenie. Już po zejściu ze statku młoda bohaterka wraz ze swoją schorowaną siostrą dostają gradem po oczach. Chora musi zostać poddana kwarantannie. A drugiej siostrze grozi deportacja za złe prowadzenie się. By historia nie zakończyła się po 10 minutach na pstrym koniu nadjeżdża rycerz w pordzewiałej zbroi. Udziela Polce schronienia, służy ramieniem i obiecuje pracę. Bohaterka szybko poddaje się namowom. Jej jedynym celem jest odebranie siostry z przymusowego leczenia, co niestety wymaga sporych nakładów finansowych. I tak nasza bohaterka chcąc nie chcąc staje się niewolnicą swego wybawcy, który w prosty sposób wynagradza sobie wszelką wcześniej udzieloną pomoc.
Co jest więc zachęcającego w tej dość prostej historii ? Fabuła podkreśla dramat jednostki, która opuściła swój kraj i rodzinę, zostaje wepchnięta siłą w świat mroku i cieni, a marzenia o krainie wiecznej szczęśliwości odpłynęły wraz z kolejnych statkiem po imigrantów z Europy. Bohaterka musi zmagać się zarówno ze swym sumieniem opartym na wierze katolickiej, jak i miłością do siostry. Jej wiara podupada, jednak miłość siostrzana zmusza do najgorszych wyrzeczeń i poświęceń. Trudno znaleźć w tej historii odrobinę optymizmu. Nawet, gdy gdzieś tam tli się światełko na lepsze życie dla Polki, jej myśl zawsze zmierza ku siostrze. Poświęca więc siebie i swoje szczęście dla jedynej, najbliższej rodziny, jaka jej pozostała.
Nie da się ukryć, że ten film bazuje wyłącznie na emocjach, zwłaszcza wzruszającym losie bohaterki. Smutek wszechogarniający i myśl, że miliony istnień ludzkich musiało przypłacić krwią drogę do dzisiejszego dobrobytu USA. Drogę opartą na bezprawiu, braku poszanowania ludzkiego życia, skorumpowaną i zepsutą do szpiku kości. Sama fabuła to nie jedyny atut. Bez rewelacyjnej kreacji, zwłaszcza Phoenixa, a potem Cotillard, przysnęłabym jak kot przy ciepłym piecu.
Nie jest to więc obraz najwyższych lotów, ale to rzetelnie poprowadzona opowieść, łamiąca serce i opowiedziana na tle wspaniałej scenografii, z rewelacyjnym duetem aktorskim.
Moja ocena: 6/10 (choć skłaniam się ku 6,5)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))