Strony

środa, 19 marca 2014

THE DYNAMITER [2011]




THE DYNAMITER należy do kategorii filmów stworzonych minimalnymi środkami i niewielką ilością pieniędzy. Nie jest to jednak mankament. Film bowiem dorównuje pozycjom wysokobudżetowym, a pod względem wizualnym je nawet przewyższa. Myślę, że ten tytuł pod kątem technicznym można by śmiało postawić obok hitu poprzedniego lata THE KINGS OF SUMMER, natomiast słodkie rodzinne klimaty przywodzą na myśl SHOTGUN STORIES Jeffa Nicholsa.



Ten debiut reżyserski opowiada dość prostą historię 14-letniego chłopca, który porzucony przez matkę musi wychowywać młodszego brata i opiekować się schorowaną babcią. Akcja rozgrywa się w Mississipi w środowisku zdominowanym przez biedę i patologię. Matthew Gordon snuje swoją historię wokół młodocianego bohatera Robbiego. Fabuła prowadzona jest nieśpiesznie i jest zaledwie urywkiem z życia chłopca. Główny nacisk położono na relacje braterskie. W tym krótkim okresie wakacyjnym Robbie musi gwałtownie dorosnąć emocjonalnie. Ta przemiana jest konsekwencją jego relacji ze starszym bratem, lekkoduchem, żigolakiem, chłopakiem, który na własne życzenie zaprzepaścił swój talent. Przez cały czas trwania seansu w powietrzu unosiła się aura niespełnienia, żalu i rozgoryczenia. Te emocje wynikają głównie z przyspieszonego dorastania, z samotności i braku rodzicielskiego wsparcia, z braku autorytetów i wzorców oraz przebywania w środowisku skazanym na patologię.



Pod kątem technicznym również absolutnie nie można niczego filmowi zarzucić. Piękne, poetyckie zdjęcia, które przenoszą nas w baśniową krainę Mississipi. Plumkająca w tle muzyka zespołu Animal Collective i Bon Iver. Świetny scenariusz i bardzo fajnie skrojony konflikt między braćmi zdominowany koniecznością dokonania bolesnych wyborów. Cudownie skonstruowana postać głównego bohatera. Z jednej strony to wioskowy tłumok i wyrzutek społeczeństwa, z drugiej niezwykle dojrzały człowiek, który doskonale zdaje sobie sprawę na jakie wartości musi postawić, by w przyszłości nie zginąć marnie. 
Film ma zaledwie 73 minuty. Z mojego punktu widzenia to czasowa doskonałość filmowa. W tym jednak przypadku żal było żegnać się z bohaterami, bowiem ciekawość dalszych ich losów była ogromna. Z pewnością będę wypatrywała kolejnych filmów z rąk Matthew Gordona.
Moja ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))