Oglądając dzisiaj ten film nie opuszczał mnie złośliwy uśmieszek. To jeden z tych tytułów, które powinno się oglądać do niedzielnego kotleta z całą rodziną. Kompletnie niezobowiązujące kino, które nota bene wyjątkowo lekko wchodzi, a które jest tak płytkie i schematyczne, aż boli.
Ta bajkowa fabuła przenosi nas do XI wieku. Świat ogarnięty konfliktem chrześcijańsko - islamskim, wczesne wieki średniowiecza, zabobon, brak higieny, choróbska i jeden wielki syf. W tym koglu moglu znajduje się chłopaczyna, któremu umiera matka. Chłopca przygarnia cyrulik. To znachorzy, fryzjerzy, którzy kroili po kieszeni naiwniaków wierzących w ich cudowne umiejętności. Gdy chłopiec dorasta, ambitnie postanawia spełnić marzenia z dzieciństwa i zgłębić tajemnice średniowiecznej medycyny. Nauki musi jednak pobrać w ówczesnej Persji, mocno podzielonej, nienawidzącej chrześcijan i szczerze pogardzającej ówczesną, zacofaną Europą.
Nie jest to wielce wymagające kino. MEDICUS to dość specyficzny mix filmu przygodowego, dramatu ze znacząco rozbudowanym wątkiem miłosnym. Ku mojemu zdziwieniu ten filmowy maraton (raptem 2 godz. 30 min.) ogląda się bardzo sprawnie. Zastosowano tutaj sporo humoru i kolorowych postaci. Nie czytałam powieści, która stała się kanwą dla scenariusza, ale przyznaję że fabuła może przywoływać historie znane z książek Umberto Eco. Autor scenariusza poza wątkiem przygodowym położył dość mocny nacisk na konflikt religijny. Jest on jednak mega chaotyczny. Wprawdzie nikt nie popiera konkretnego wyznania, ale gdzieś tam w tle słychać chichot żydów i obśmiewanie się ze schiz ortodoksyjnych muzułmanów. Żeby było jeszcze zabawniej film sygnowany jest przez Niemca.
Szczerze, nie wyłożyłabym funta kłaków na bilet do kina. To całkowicie telewizyjne widowisko z kilkoma przerwami na kawę i siku. Mimo dość wartkiej akcji trudno wysiedzieć dwie i pół godziny oglądając miłosne rozterki i naukowe ambicje blokowane przez religijne uprzedzenia. Film to po prostu mega bajka, a w bonusie otrzymamy dwie fajne kreacje (Ben Kingsley i Stellan Skarsgard) oraz odrobinę wisielczego humoru (zdecydowanie za mało).
Moja ocena: 6/10 (a właściwie 5,5; podciągam za lekkość w sposobie opowiadania)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))