Strony

czwartek, 1 maja 2014

GOLTZIUS AND THE PELICAN COMPANY [2012]




Odkurzając bibliotekę filmową natknęłam się na nowe dzieło Greenaway'a, którego filmy nie są moim ulubionym tematem. Jego kino jest wyczerpujące i trudne. Jego wyobraźnia po zbyt rozległych polach wędruje. Moja za nią nie nadąża, a właściwie w przeciwległym kierunku czmychnęła. Co mnie więc skusiło na seans z Greenawayem ? Intryguje mnie malarstwo klasyczne od lat i bardzo ciekawiło, w jaki sposób podejdzie reżyser do biografii mało popularnego malarza holenderskiego z XVI wieku Hendrika Goltziusa ?



Greenaway nie zmienił się absolutnie. To kolejna jazda po zwojach mózgowych autora. Kalejdoskop, wideoklip przepełniony biblijnymi scenami rodzajowymi, nagością, ociekający seksem i przepełniony symboliką. Niczym współczesny KALIGULA, Goltzius z lubieżnością tłumaczy nam biblijne przypowieści w malarstwie, zmaga nas z aksjomatami i dręczy niewygodnymi prawdami. Ten film, podobnie jak ANNA KARENINA Joe Wrighta jest spektaklem teatralnym, zbiorowiskiem scen, w którym udział bierze jedna trupa, a jej zadaniem jest przekonanie margrabiego do sfinansowania drukarni. Pomysłem Goltziusa było wydrukowanie Starego Testamentu w erotycznej oprawie rysunkowej. 



GOLTZIUS AND PELICAN COMPANY nie jest łatwym seansem. Z pewnością jest wizualnie piękny. Cudowne sceny odzwierciedlające przypowieści staro-testamentowe, scenografia, zabawa teksturą, kolorem, światłem, dźwiękiem, czy grafiką komputerową zapiera dech w piersiach. Greenaway stworzył niezwykle emocjonujący, artystyczny kolaż od którego trudno odkleić wzrok. Ten przesyt formy uzupełniany jest odwiecznymi rozważaniami dotyczącymi miejsca sztuki i wolności słowa. Intelektualny wywód prowadzony przez Goltziusa to próba obalenia tabu, próba uczłowieczenia boskości i nadania jej praw, którymi rządzą się ludzie. To wyjście naprzeciw dogmatom narzuconym przez skostniały umysł ludzki i obalenie mitu. Greenaway zatacza krąg pomiędzy wolnością słowa a cenzurą. Między obiektywizmem, a osobistymi pragnieniami. Otwarty wykład o teologii, historii sztuki, czy filozofii, który ukazuje rozwarstwienie pomiędzy religiami i blokady, które ludzkość nałożyła sobie sama. Goltzius swym spektaklem próbuje zerwać ową blokadę, przekroczyć granicę. Burzenie schematów, obalanie mitów to powiew świeżości, który początkowo wywołuje zaciekawienie, finalnie jednak przeraża. Utrzymanie panującego porządku staje się celem nadrzędnym margrabiego.



Z pewnością GOLZTIUS... nie jest łatwym filmem. Greenaway ujął mnie jednak swoją odwagą w przekazywaniu niewygodnych treści. Zahacza bowiem dość ostro o tematy tabu w religii. Tematy, które mają cechę łączącą, a które zostały skrzętnie wyczyszczone i wyzute z emocji poprzez dogmaty wiary, suche regułki i beznamiętne rytuały. Seks i natura to odwieczny wróg religii. Greenaway wyciągnął najpotężniejsze działa. Przez niepohamowaną rządzę, instynkt i cielesność kontrastuje człowieka stworzonego przez boga, z tym opisanym w świętych pismach. Ten cudowny, żywy, wściekle energiczny obraz to dowód na to, że sztuka jest i będzie kontrowersyjna niezależnie od czasów, a jej celem jest pobudzanie naszej wyobraźni, kwestionowanie i poszukiwanie prawdy.
Moja ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))