John Michael McDonagh z pewnością nie stworzył drugiej części GLINIARZA z 2011. Wprawdzie udział Brendona Gleesona może być mylący jednak daleko CALVARY do poprzednika. Również kategoryzowanie tego obrazu w widełkach komedii jest przesadne. Nowy film McDonagh to przede wszystkim mocno gorzka opowieść o zwątpieniu, wierze, przebaczeniu i braku autorytetów.
Zarówno tytułowa Golgota, jak i sama historia bardzo luźno nawiązuje do życia Chrystusa. Oczywiście nie ma sensu doszukiwać się tutaj kolejnej części z męki Pańskiej, ale od alegorii się niestety nie ucieknie.
Główny bohater to naznaczony życiowymi tragediami ksiądz James Lavelle (rewelacyjny Brendan Gleeson). Jego historia rozpoczyna się gdy w konfesjonale spowiadający się mężczyzna stawia księdzu ultimatum. Za siedem dni ich drogi się zejdą, a celem tego spotkania będzie zabicie księdza, jako symbol krzywd wyrządzonych spowiadającemu się w dzieciństwie.
McDonagh w CALVARY porusza dość istotny problem molestowania dzieci przez księży. Akcja toczy się w Irlandii, a jest to miejsce w którym ten problem został mocno nagłośniony i który echem roznosi się po dziś dzień na całym świecie. Autor przedstawia problem ofiar w dość dwojaki sposób. Z jednej strony są to ludzie, którzy nie potrafią poradzić sobie z traumą choć ją skutecznie kamuflują, u drugich ta trauma stała się wyznacznikiem dalszych życiowych wyborów, czasem bardzo niechlubnych. Filmowy ksiądz jest tutaj symbolem niewinności i dobroci. Stoi na straży wiary i swoich wiernych, a kara mu wymierzona za nie jego krzywdy ma być poświęceniem biblijnej owieczki.
Ta ogromna bolączka nie jest jedynym ciężkim tematem poruszanym w filmie. McDonagh idzie dalej snując dość powszechny w ówczesnych czasach problem odstąpienia od wiary. Tutaj wkracza małomiasteczkowa społeczność. Każdy z jej mieszkańców to osobna postać na nowelę filmową. Każdemu z nich możemy przypisać, któryś z siedmiu grzechów głównych. Nieczysta żona, która zdradza męża, pełen pychy bogacz, wypalony i cyniczny lekarz, czy młody ksiądz pełen wątpliwości w wiarę. Ta miasteczkowa społeczność tworzy pewien schemat. Jest jak bilijny wąż, który jątrzy, podjudza, wstrzykuje jad w ducha księdza Lavelle. Czy przetrwa tę próbę ? Choć odpowiedź już znam, polecam Wam szczerze przekonać się samemu.
Genialny film. Choć akcja toczy się nieśpiesznie warto doczekać do końca. McDonagh stworzył wielowymiarowy i uniwersalny obraz przesączony mocno gorzką fabułą i cynizmem. Słychać go w dialogach, jak i widać w nakreślonych postaciach. Brak tu optymizmu, choć doznajemy przebłysków nadziei. Tą nadzieją jest przebaczenie i wiara w dobroć człowieka, a scena końcowa jest tutaj ewidentnym potwierdzeniem tej tezy.
Z pewnością to bardzo ciężki film i bardzo przytłaczający. Zanik autorytetów i swoboda obyczajów mają u McDonagh bardzo zgubny wpływ. McDonagh wprawdzie nie usprawiedliwia w żaden sposób i też nie krytykuje znacząco problemu molestowania przez księży, pokazuje nam jednak jak słabym stworzeniem jest człowiek niezależenie od tego jaką szatę przywdzieje.
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))