Ojej, jak mój żołądek nie znosi oglądać filmów kulinarnych. Nie dlatego, że są niestrawne, ale dlatego, że przez prawie dwie godziny musi walczyć z głodem i jest to z reguły walka przegrana. Tego filmu po prostu nie da się oglądać bez talerza na kolanach i takim to sposobem pękam w szwach po plackach z jabłkami i syropem klonowym.... smaczny był to seans przyznaję !
Co do filmu, to bez szału. Po opiniach spodziewałam się mega zabawnej komedii, a wyszło całkiem przeciętnie. Reżyser, scenarzysta, odtwórca głównej roli John Favreau zatrudnił do swej ekipy aktorów znanych zwłaszcza z jego poprzedniego filmu IRON MAN i widać, że świetnie się na planie bawili. Ja niestety już mniej.
Fabuła jest prosta i mało złożona. Ot szef kuchni po krytycznej recenzji na temat swego kucharzenia i kłótni z recenzentem zostaje zwolniony z pracy. Ambicja strzeliła mu jak rakieta ziemia-powietrze, więc nasz kuchenny bohater postanawia otworzyć mały interesik, w którym będzie sam swym żaglem, sterem i okrętem.
Niestety nie pamiętam, w którym momencie parsknęłam śmiechem, bo tych momentów było jak na lekarstwo. Nieszczególnie mnie ten film rozbawił, aczkolwiek oglądało się go naprawdę gładko. Głównie za sprawą przyjemnie plumkających melodii w tle, pięknych scenerii skąpanych słońcem, fajnej ekipy aktorów, no i ... to jedzenie !!! Jakby to ująć krótko i zwięźle... CHEF to typowe kino na niedzielne poobiedzie, więc smacznego ;-)
Moja ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))