Długo zbierałam się do tej animacji. Jestem po prostu nadwrażliwa na krzywdę zwierząt. Nie jest to łatwy seans, zwłaszcza dla osób, które kochają zwierzęta. Nie chcę prawić komunałów, ale w przypadku tego filmu reżyser nie pozostawia nam złudzeń co do kondycji człowieka. Jawi się on tutaj jako demiurg, który daje życie i je odbiera, a przede wszystkim kategorycznie wykorzystuje swój przywilej bycia w czołówce łańcucha pokarmowego.
Snitter i Rowf to dwa psiaki, które uciekają z laboratorium, w którym poddawane były medycznym eksperymentom. Celem tej podróży staje się znalezienie nowego domu i Pana. Gdy jednak spotykają się z ludzką agresją, wychudzone i wygłodniałe psy, by przeżyć, muszą obudzić w sobie instynkt drapieżcy. Ich zwierzęca natura stanie się zagrożeniem dla lokalnej społeczności, co uruchomi proces irracjonalnych zdarzeń. Narracja prowadzona jest dwubiegunowo. Z jednej strony śledzimy tułaczkę Snittera z Rowfem, z drugiej jesteśmy uczestnikami nagonki na te dwa wycieńczone stworzenia.
Ciężko pokusić się o obiektywizm po obejrzeniu tego obrazu. Z pewnością eksploatacja przez człowieka wszystkiego, co żyje eskalowała do rozmiarów kosmicznych. Jednak naturalny odruch ochrony własnego życia przed zagrożeniem staje się w tej historii motywem usprawiedliwiającym. Niestety bardzo pobieżnie. Przewaga naszego gatunku nad pozostałymi daje nam nieograniczone prawo. Prawo do bycia bogiem, decydowania o życiu i śmierci, czy absolutnej kontroli. Człowiek w tej animacji to istota bezwzględna, która znając zwierzęcą naturę skutecznie ją wykorzystuje dla własnych, bardzo często niecnych celów.
Autor porusza w tej animacji wiele istotnych kwestii. W psich bohaterach możemy odnaleźć alegorię relacji międzyludzkich. Strach przed niewiadomym, strach przed śmiercią, chorobą wzbudza w nas emocje mocno egocentryczne. Na przeciwległej szali znajduje się silna potrzeba akceptacji i miłości. Bycia częścią wspólną całości, współistnienia w grupie, czy społeczności. Bycia zauważanym, potrzebnym, kochanym. To naturalne ludzkie cechy, którymi autor obudował swoich bohaterów.
Kolejną kwestią jest nasz stosunek do zwierząt. Gdyby zwierze mogło wyrazić swoje myśli, emocje słowami, co by powiedziało ? Autor zwierzęta przedstawia jako równoprawne człowiekowi istoty pod względem świadomości. Odczuwają na tym samym poziomie, co my. Mają te same potrzeby, z niezwykle wyeksponowaną potrzebą miłości. Ich instynkt drapieżcy zostaje zepchnięty na drugi plan, a budzi się wyłącznie w momencie zagrożenia życia. Jakby nie patrzeć, psi bohaterowie animacji Rosen'a nie różnią się niczym od ich ludzkich odpowiedników. Jednostek bardzo wrażliwych, podchodzących do świata z otwartymi ramionami, pełnych nadziei i oczekiwań. Jednostek, które zawsze w życiu, mimo ogromu przeciwności losu, szukają tej dobrej, pogodnej strony. Niezwykle ufni, co łączy się z niezrozumieniem i społecznym brakiem akceptacji. O kruchej naturze, która zostaje brutalnie złamana przez bezduszność, zacietrzewienie i zawziętość.
THE PLAGUE DOGS nie jest bajką na dobranoc dla dorosłej publiczności. Po tak dużej dawce emocji nie będzie łatwo położyć się na bok i przytulić do podusi, by zasnąć. Obraz ten jest zbyt poruszający i emocjonalny. Jednego możemy być pewni, z pewnością tak łatwo nie wymaże się nam z pamięci.
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))