Dla Scotta Derricksona kręcenie horrorów to nie pierwszyzna. Zdążył nas już uraczyć dość przeciętnymi EZGORCYZMAMI EMILY ROSE, czy z lekka zmarnowanym potencjałem SINISTER. Nadal jednak fascynuje go podgatunek "demonic possession" i właśnie mocy piekielnych, opętania i diabła wcielonego możemy spodziewać się w ZBAW NAS ODE ZŁEGO.
Policjant Sarchie odkrywa zależność między serią dziwnych zdarzeń, do których został wezwany. Wraz z młodym księdzem odkrywa działanie sił nieczystych, którym poddana została trójka kolegów z amerykańskiej armii w trakcie pobytu w Iraku. Policjantowi przyjdzie walczyć nie tylko z demonami, ale sobą samym i własnymi słabościami.
Derrickson stworzył film złożony ze schematów. Z drugiej strony nie ma sensu doszukiwać się nie-wiadomo-czego w gatunku filmowym, który skazany jest na pewien układ zdarzeń. Mamy więc opętanych, tajemnicze morderstwa, egzorcyzmy, odważnego księdza i niedowiarka, który próbuje ogarnąć te niestworzone rzeczy swym ciasnym rozumkiem. Sarchie jest tutaj przykładem człowieka wątpiącego. Schematyczna postać osoby religijnej, który zatracił wiarę w Boga po tragicznych przeżyciach z przeszłości. Ma niezwykły dar, który można nazwać intuicją. Jest naznaczony niewybaczalnymi błędami, które popełnił, a z którymi trudno mu się pogodzić. Sarchie będzie więc celem sił piekielnych, a jednocześnie stoperem, który swoją niezwykłą wewnętrzną siłą stawi czoło złu.
Klasyczny horror o opętaniu, który nie wnosi nic szczególnego do gatunku. Jednak mimo tego "oklepania" oglądało się go nadzwyczaj dobrze. Wieczorową porą, gdy zmysły tulą się do snu, podskoczyłam kilkakrotnie. Nie da się ukryć, że Derrickson potrafi budować grozę. A ze straszakami mu do twarzy. Bardzo fajna ścieżka dźwiękowa podnosząca napięcia i całkiem przyzwoite efekty. Problem polega jednak na tym, że nie są to filmy, które tak jak u Jamesa Wana porażają techniką, realizacją i posiadają sporą dawkę oryginalności. Mimo wszystko nie żałuję. Widziałam gorsze filmy od Derricksona, a ten utrzymał mnie w naprawdę dobrym nastroju. Zasiadłam przed ekran z oczekiwaniem na strach i strach otrzymałam. Może dupy mi nie urwał, ale do snu też nie ukołysał.
Dodam tylko od siebie, że Eric Bana jak zwykle boski.
Moja ocena: 6/10 [byłoby 7, gdyby nie sztampowa końcówka]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))