Strony

niedziela, 30 listopada 2014

THE HOSPITAL [1971]




Czy można się oprzeć duetowi Hiller - Chayefsky? Nie sposób. Hiller, reżyser odpowiedzialny chociażby za LOVE STORY i Chayefsky, scenarzysta jednego z moich ulubionych filmów dotąd ODMIENNE STANY ŚWIADOMOŚCI. Jeśli dorzucimy do tego Oskara za najlepszy scenariusz plus genialnego aktora Georga C.Scotta nie można się oprzeć i zawieźć równie trudno.



Chayefsky stworzył niezwykle autentyczny scenariusz opisujący szaleństwo szpitalnego dyżuru. Serce Manhattanu, a w nim gmaszysko szpitalne przepełnione nie tylko pacjentami przez 24 godziny na dobę szturmującymi drzwi, ale pielęgniarkami i stażystami. W tej dżungli odnaleźć się graniczy z cudem. Jeśli pacjent trafi już na kogoś kompetentnego może uznać to za znak od boga, gdyż wielkim prawdopodobieństwem jest, że zostanie zapomniany, pominięty lub skończy z mylną diagnozą. I są to absolutnie najbardziej optymistyczne warianty pobytu w tytułowym SZPITALU. Na czele tego Zoo stoi ordynator Bock. Mężczyzna wypalony, po przejściach, który stracił zarówno sens swego życia, jak i pracy zawodowej. To właśnie kryzys zawodowy sprawia, że coraz częściej sięga po butelkę i rozważa myśli samobójcze. Opuszczony przez żonę i skłócony z dwójką nastoletnich dzieci zmuszony będzie do odłożenia swych samobójczych zapędów, ponieważ pod jego okiem, w jego szpitalu zaczynają ginąć lekarze i pielęgniarki.



SZPITAL wpisuje się w gatunek czarnej komedii, choć raczej nazwałabym ją komedią pomyłek. Szerszym zarysem tej opowieści nie jest jednak humor, a dramat. Dramat, za którym kryje się kryzys człowieka w wieku średnim oraz instytucji, jaką jest szpital. Akcja osadzona w latach 70-tych dodatkowo dodaje smaczku tej fabule. Zewsząd nieustające zamieszki, demonstracje, fale pretensji i nieuzasadnionych roszczeń. W ogniu krytyki, z wielką odpowiedzialnością na barkach za nie tylko ludzkie życie, ale i za kompetencje swej załogi, doktor Bock musi stawić czoło sobie, jak i całemu światu, który wydaje się być przeciw niemu. Doktor Bock zmaga się z tym światem, otoczony przez nieudolnych i chciwych na kasę lekarzy, którym bardziej zależy na prywatnych praktykach, niż pracy w publicznych placówkach, z mało rozgarniętymi pielęgniarkami, które mylą pacjentów i z pacjentami, którzy wychodzą z jego placówki w gorszym stanie, niż się w niej znaleźli.



Chayefsky w swym rewelacyjnym scenariuszu ukazuje upadek medycyny, jako nauki mającej pomóc zwykłemu człowiekowi. Nie bogatemu, którego stać na prywatną opiekę, ale poczciwemu Kowalskiemu, który musi z racji swego statusu liczyć na państwową służbę zdrowia i jej ufać. Na tym polu medycyna zawodzi, choć postęp jej wydaje się bezsprzeczny i niekwestionowany. W którym zatem miejscu człowiek, system popełnił błąd, że taka sytuacja ma miejsce? Że przy obecnej wiedzy naukowej, postępowi w medycynie masa ludzi umiera i nie z przyczyn nieuleczalności określonej choroby? Obraz wprawdzie powstał kilkadziesiąt lat temu i od tego czasu medycyna również posunęła się do przodu, te pytania nadal brzmią niezwykle aktualnie.



Hiller stworzył energiczny film. Jego SZPITAL to czyściec, do którego przybywają wszyscy Ci w nadziei na zmartwychwstanie. To miejsce przepełnione energią, wręcz szałem, w którym jedni pędzą, a drudzy są popędzani. W tych chaosie nie trudno o błąd, a brak organizacji jest tu paradoksalnie świetnie zorganizowany. Na szczególną jednak uwagę zasługuje niesamowita kreacja George C.Scotta, którego talent odkrywam po latach. Niedawno oglądałam horror z jego udziałem CHANGELING i choć tam jego rola była bardzo dobra, tak w SZPITALU rozwinął w pełni swe skrzydła. 
Polecam! Ciekawie ogląda się filmy z przeszłości. Z jednej strony smuci, że problemy z tamtych lat nadal pozostają nierozwiązane. Z drugiej...fajnie wiedzieć, że nawet w największym chaosie można odnaleźć sens.
Moja ocena: 7/10 [mocne 7,5]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))