Ten film należy do jednych z bardziej wymęczonych ostatnimi czasy. Gdyby nie udział James'a Nesbitta pewnie wyłączyłabym go po 20 minutach. Jednak cały czas czekałam na ruch w temacie. Niestety nic takiego się nie stało, więc będzie krótko, bo autentycznie nie ma o czym pisać.
Fabuła jest typowa. Dom Alice i Franka pewnego dnia nawiedza Ray. Ray to były mąż Alice, z którą ma dorastającą córkę. Mężczyzna po latach nieobecności, pobytach w szpitalach psychiatrycznych i nieudanej próbie samobójczej postanawia przyjechać w odwiedziny do ojca. Za zgodą małżonki zamieszkuje w jej domu.
Film mógłby być naprawdę zabawną historią o perypetiach rodziny i niechcianego gościa. Mógłby również w zabawny sposób opowiadać o próbie zaskarbienia sobie względów niewidzianej latami córki, która szczerze nie znosi swego biologicznego ojca. Mógłby być to także przekomiczny komediodramat o rywalizacji dwóch samców o względy jednej kobiety. Niestety postaci są bez wyrazu, żałosne i nudne, jak cały film. A jedyną perełką jest tu postać zafiksowanego na sport Franka, którego niestety dość wcześnie odsunięto na wręcz trzeci plan.
Nie polecam tego filmu. Są sceny zabawne, ale jest ich tak niewiele, że autentycznie szkoda czasu na półtoragodzinną nasiadówę. I choć Nesbitt próbował co mógł, by wykrzesać odrobinę absurdu ze swej postaci skutecznie zatuszowała go naprawdę słaba fabuła. Obraz jest mocno niedopracowany, jak na komedię mało zabawny i bez pomysłu, choć potencjał jest dość spory.
Moja ocena: 4/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))