Sporo rozpisywałam się na blogu na temat mojej fascynacji i podziwu dla młodej aktorki, scenarzystki Brit Marling. Niezwykle urodziwe i inteligentne dziewczę, które ma szczęście do ludzi. Zwłaszcza reżyserów. Jej znajomość z Zalem Batmanglijem zaowocowała takimi perełkami, jak SOUND OF MY VOICE, czy THE EAST. Natomiast z twórcą dzisiejszego seansu Mikem Cahillem stworzyła nietuzinkowy projekt sci-fi ANOTHER EARTH. Mając za sobą tak dobre portfolio nie trzeba mnie było w ogóle zachęcać, by sięgnąć po I ORIGINS.
Scenariusz tego filmu zahacza o tematykę sci-fi. Jednak w głównej mierze jest to dramat osadzony na rozterkach młodego naukowca Iana, biotechnologa molekularnego, który zgłębia tajemnice ludzkiego oka. To właśnie tęczówka zbliża go do miłości jego życia Sofi. Tę dwójkę łączy coś więcej niż namiętność i zauroczenie. Ta szczególna aura unosi się ponad ich głowami, niczym rozbite atomy, które po milionach lat wędrówki w końcu stały się jednością. Ian i Sofi to magia uczuć, wszakże niepozbawiona ułomności, ale wyjątkowa. To uczucie nawet po rozłące nie jest w stanie wygasnąć, a Ian nie będzie potrafił go w sobie stłumić. Po stracie Sofi, Ian ponownie nabierze sił, założy rodzinę, jednak ta znajomość na zawsze zmieni jego nastawienie do świata, który obserwował przez pryzmat wyłącznie naukowy.
Ian to typ mędrca, który spogląda na rzeczywistość przez szkiełko i oko. Nie interesują go metafizyczne dyrdymały, boga traktuje jako schedę po ludzkiej ułomności, a intuicja i dusza to wymysł szaleńca, szukającego ukojenia własnych moralnych rozterek. Jego relacja z Sofi to zderzenie dwóch światów. On reprezentuje dane, liczby, analizy i syntezy. Ona jest głębią i myślą wszelkiego, co nieodgadnione, niepojęte i nieopisane. Na tym tle budzi się konflikt, jednak ich miłość do siebie z lekka go łagodzi. Dopiero po odejściu Sofi Ian dostrzega, że świat nie jest wyłącznie zbiorem atomów opisanych matematycznym algorytmem. Gdzieś w tej cudownej przestrzeni kosmicznej istnieje nić łącząca każdego z nas. Ta nić to klucz do ludzkiej duszy, która być może jest namiastką krążącego we wszechświecie atomu. I tak jak w przyrodzie nic nie ginie, tak dusza ludzka w końcu odnajdzie swoją drogę do domu, a drzwiami do niego będą oczy.
Cudowny film, niepozbawiony metafizycznego zarysu, który genialnie ujął Gaspar Noe w ENTER THE VOID. Cudowne, plastyczne, bajecznie poetyckie zdjęcia. Przepięknie, wręcz idealnie dobrana ścieżka dźwiękowa. Również obsada wydaje się być szyta na miarę, a duet Marlin-Pitt świetnie nadają tempa fabule i rysu swoim postaciom.
Polecam. To kino niebanalne, piękne, wielowymiarowe, obdarzone niezwykłą głębią. A ponad tą naukową tyradą unosi się cudowna opowieść o miłości. O tej zmysłowej i tej zdroworozsądkowej. Cóż, o tym filmie będę myśleć z pewnością przez dłuższy czas.
Moja ocena: 8/10 [mocne 8,5]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))