Bardzo czekałam na ten seans. Nie ukrywam, że większą motywacją dla mnie była tutaj postać reżysera, niż obłędna obsada. Michael R.Roskam zrobił na mnie piorunujące wrażenie swym RUNDSKOP z 2011 roku. To dzięki niemu poznałam Matthiasa Schoenaertsa i dzięki tej roli wybił się on z szeregu aktorów drugoplanowych. Kolejnym atutem jest scenariusz. Fabułę, która ociera się o schemat i niebezpiecznie się nim karmi Dennis Lehane [scenariuszy adaptowany do GONE BABY GONE, SHUTTER ISLAND, MYSTIC RIVER] ubrał w jak zwykle świetną narrację, stopniowo budowaną intrygę i mocne tąpnięcie w zakończeniu. Wszystko obudował ciekawie skonstruowanymi postaciami i mocno rozbudowanym wątkiem obyczajowym. To właśnie owa wielowymiarowość i wielowątkowość THE DROP sprawia, że film ogląda się wyśmienicie.
Fabuła natomiast nie jest zbytnio skomplikowana. Przedmieścia Nowego Jorku, kuzynostwo polskiego pochodzenia Marv i Bob prowadzą lokalny bar, który jest miejscówą do kolekcjonowania mafijnej kasy. Na tym tle Lehane zbudował kilka wątków. Pierwszy kryminalny, by nie zdradzić zbytnio ciekawej intrygi nadmienię, że kanwą tego wątku stanie się mafijny brudny szmal i ludzka pazerność. Drugi wątek, obyczajowy, opowiada nam o relacjach Marva z Bobem oraz dramat wewnętrzny, przez który zmuszony będzie ponownie przejść Bob.
Marv jest typem zgorzkniałego, starzejącego się typa, który będąc w przeszłości lokalną "gwiazdą" nie może pogodzić się z jej wygaśnięciem. Problemy, w które wpakował się przez hazard zmusiły Marva do przekazania lokalu w ręce czeczeńskiej mafii. Od tej pory swoją zgorzkniałość i przygnębienie rozładowuje na pomagającym mu młodym kuzynie. Bob jawi się tutaj, jako oaza spokoju. Niezwykle religijny, opanowany i rozsądny jest opoką dla chaotycznego Marva. Niestety ten spokój pokryty jest grubą warstwą bolesnej samotności, którą spróbuje przełamać poprzez znajomość z młodą kobietą. I ta właśnie znajomość stanie się punktem zwrotnym w życiu Boba.
Piekielnie dobry film. Głównie za sprawą prowadzonej nieśpiesznie narracji, która intryguje i łechce ciekawość. Nieprzeciętna budowa postaci, zwłaszcza bohatera tej opowieści, który wyrywa się poza ramy i schematy typowe dla osobników jemu podobnych. Jest niczym kowboj, który staje w południe oko w oko ze swym oponentem, by wymierzyć sprawiedliwość i zniewagę. To człowiek nie z tej epoki, ale jednocześnie odczuwający brzemię swojej przeszłości. Naznaczony, samotny, pogubiony, ostatni sprawiedliwy na polu zepsucia i braku wszelkich norm etycznych. Tutaj genialnie spisał się Tom Hardy, jak i pozostały drugi plan, zwłaszcza nieodżałowany James Gandolfini w roli dwulicowego Marva, psychotyczna postać zagrana przez Matthiasa Schoenaertsa, czy Noomi Rapace w swej niezwykle naturalnej odsłonie.
Polecam. Jest to jeden z tych filmów, które połyka się jak powietrze. Każda minuta zbliża nas do końca, a jednocześnie pozostawia żal, że to już koniec. Świetnie rozpisane role, rewelacyjny scenariusz, który tak bardzo rozładowuje zbudowane od początku napięcie, no i scena rozliczenia - surowa, bez słów, sprawiedliwa, zasłużona.
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))