Strony

piątek, 2 stycznia 2015

THE HOBBIT: THE BATTLE OF THE FIVE ARMIES [2014]




Nadszedł moment pożegnania bohaterów Śródziemia i choć liczyłam na piękne zwieńczenie dzieła dość szybko w trakcie seansu doszłam do wniosku, że ta trylogia powinna skończyć się na dwóch częściach. Dlaczego? A to za chwilę.

Peter Jackson jest wyśmienitym reżyserem w kategorii filmowej, którą uprawia z sukcesami od wielu lat. Nie da się ukryć jednak, że jego zmagania z eposami zaczynają przybierać formę lekko pozerską. Sama powoli zaczynam się gubić, czy pod płaszczykiem tej całej opowieści, zaczynając od WŁADCY PIERŚCIENI na HOBBICIE kończąc, kryje się jeszcze pasja, czy już biznes. O ile intencje wytwórni filmowych są klarowne, o tyle tych Jacksona nie do końca chwytam.



W końcu doczekaliśmy się zakończenia przygód Bilbo i jak zwykle wizualnie utrzymano wysoki poziom. Wieńczące film sceny walki tytułowych pięciu armii robią kolosalne wrażenie i jest to zdecydowanie największy atut tego filmu. I szczerze mówiąc są to jedyne sceny na które warto czekać. Całość przesączona jest lepkim sentymentalizmem, dość miałką ckliwością, monotonią spowodowaną przez długie, mało znaczące dla fabuły ujęcia. Choć akurat ten ostatni mankament wydaje się być uzasadniony. Jackson robił co może, by z tych ostatnich chwil przygód Hobbita wycisnąć dwu i półgodzinną łzawo-heroiczną historię. Niestety kosztem naszego, za przeproszeniem, bólu dupy. Wydłużał kadry niemiłosiernie i filmował już dosłownie wszystko. W tej materii mógłby uścisnąć rękę tureckiemu reżyserowi Nuri Bilge Ceylanowi, który do perfekcji doprowadził kilkuminutowe ujęcia kołyszących się na wietrze traw.



Szczerze mówiąc ulżyło mi po seansie na myśl, że już nic nie wycisną z tej historii i jest to jej definitywny koniec. Nigdy nie byłam fanką robienia czegoś na siłę, a takie odniosłam wrażenie w przypadku Pięciu Armii. Z drugiej strony Tolkien wg. Jacksona to fantastyczne kino przygodowe, które długo się nie powtórzy. Mimo swych mankamentów, przepych, charakteryzacja, efekty robią niesamowite wrażenie i wybornie się na nie patrzy. I sama mam wątpliwości, czy moje narzekanie odnośnie tej ostatniej części wynika ze zmęczenia materiału, czy faktycznie Jackson przesadził z rozdmuchaniem historii, która powinna skończyć się na dwóch aktach.
Moja ocena: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))