Christopher McQuarrie po przygodach Jacka Reachera chwycił się za scenariusz o super agentach IMF. Przed przystąpieniem do seansu miałam mieszane uczucia, choć poprzednie filmy z serii MISSION: IMPOSSIBLE nie zawodziły. Jednak przeświadczenie, że każdy następca może być gwoździem do trumny swego poprzednika, pozostało. Na szczęście jak szybko się pojawiło, tak równie szybko zniknęło. Nowe przygody agenta Hunta ogląda się bowiem wyśmienicie.
Co tym razem spotyka genialnego Ethana Hunta? CIA przejmuje IMF, likwidując jej zasoby i aktywa. Ethan Hunt jest w związku z tym poszukiwanym agentem, którego szef CIA podejrzewa o manipulacje i sabotaż. Ostatnim zadaniem agenta jest odnalezienie szefa zorganizowanej grupy przestępczej zwanej Syndykatem, jednak CIA nie do końca wierzy w jej istnienie. Hunt postanawia pozostać w cieniu i jako duch samodzielne odnaleźć szefa Syndykatu oraz oczyścić swoje imię z zarzutów.
Seria M:I to przede wszystkim gadżety i tych znajdziemy tu o niebo więcej, niż w całej serii ostatnich Bondów. M:I to również akcja, która rozsadza ekran i pierwsza godzina upływa nam na obserwowaniu przepychanek, pościgów, gonitw i strzelanin. Nie ma wytchnienia. W drugiej połowie fabuła nieco zwalnia, ale wyłącznie na kilka głębszych oddechów, by w końcówce ponownie mocno przyśpieszyć.
W ROGUE NATION spotkamy starą ekipę Hunta. Simon Pegg jest tutaj pierwiastkiem rozweselającym i z pewnością rozluźniającym napiętą atmosferę. Cruise jak zwykle popisuje się swoim wysportowanym ciałem i jeśli weźmiemy pod uwagę jego wiek i wykonywaną ekwilibrystykę to możemy lubić aktora lub nie, skubany jest rewelacyjny w tym co robi.
MISSION: IMPOSSIBLE - ROUGE NATION to film skierowany wyłącznie do widzów lubiących szybką akcję, mało wymagającą fabułę i masę błyskotek na ekranie. Mnie ten film przypadł do gustu bardziej, niż ostatni Bond, czy Bourne. Trzeba przyznać, że seria M:I to jedna z lepszych serii filmów akcji, która od lat trzyma swój wysoki poziom.
Moja ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))