Tarsem Singh jest dla mnie wizjonerem kina. Jego wcześniejsze filmy powalały od strony wizualnej. Niesamowite ujęcia, przepiękne kadry, cudowna scenografia. Takie filmy, jak CELA, czy MAGIA UCZUĆ to wizualne majstersztyki. Każdy kadr jest wręcz perfekcyjny. Różnie to jednak bywało z fabułą. O ile wspomniane filmy bardzo mi się podobały, o tyle nie mogę tego samego powiedzieć o IMMORTALS, czy kolejnej wersji KRÓLEWNY ŚNIEŻKI. Filmy piękne, jednak pod urokliwymi zdjęciami, kryła się bardzo przeciętna treść.
No i tutaj pojawia się problem z filmem SELF/LESS. Ten obraz wydaje się być pozbawiony pierwiastka boskości, który tak cenię w dotychczasowych filmach Singha. Nie znajdziemy tutaj widowiskowych ujęć, choć przyjemnie się na ten film patrzy. Brakuje też zapierającej dech scenografii, choć są momenty, które przypominają nam o "starym" Singh'u. No i fabuła, która potrafi być zaskakująca, intrygująca, ale też płaska i banalna.
Cały film jest specyficzny. Historia sci-fi osadzona w czasach współczesnych, w których bogaci mogą przedłużać swoje życie poprzez urządzenie przenoszące świadomość. Kiedy jeden z "pacjentów" odkrywa tajemnicę owej techniki "nieśmiertelności", ryzykując swoje życie podejmuje walkę z nieuczciwością i niegodziwością.
Niestety fabuła nie jest zapierającą dech w piersi historią. To równia pochyła. Początek wydaje się być niesamowicie zachęcający. Świetna obsada, sprawna akcja i odpowiednio podbite napięcie. Niestety z czasem to napięcie siada. Bohater wydaje się być zbyt rycerski, wręcz beznadziejnie sentymentalny. No i zakończenie, które niestety jest bardzo melodramatyczne, a Ci którzy mnie znają wiedzą, że na ckliwość i nadmiar cukru mam alergię.
Czy polecam?! Myślę, że warto zapoznać się z tym tytułem. Mimo wszystko jest on ciekawy. Nie należy jednak liczyć na urwanie dupy. Moja w każdy razie wciąż jest na swoim miejscu.
Moja ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))