Nominowany do trzech Oscarów KOLEKCJONER nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia, a thrillery należą do jednego z moich ulubionych gatunków filmowych. Film mimo dość oryginalnej fabuły stracił mocno poprzez swoją monotonię i długie ujęcia.
Można powiedzieć, że bohater, tytułowy kolekcjoner, stanowi pierwowzór Buffalo Billa z MILCZENIA OWIEC. Mężczyzna, zafiksowany na piękno, samotny odmieniec, jednostka mocno pogubiona, która usilnie potrzebuje akceptacji i miłości. Ból odrzucenia jest na tyle nie do zniesienia, że mężczyzna postanawia porwać obiekt swych westchnień, zamknąć go w piwnicy. W filmie Demme'a oprawca dbał o swe ofiary wyłącznie dla ich zewnętrznych atrybutów, w tym filmie bohater pielęgnuje wybrankę, by ta zapałała do niego miłością.
Historia wydaje się dość absurdalna. Czy można bowiem zmusić człowieka do miłości? Doskonale wiemy, że zmuszając kogokolwiek do czegokolwiek nie uzyska się efektu zamierzonego. Uczucia są wolne, nieskrępowane i nieposkromione, a nasz bohater próbuje je zamknąć w szczelnej komórce i ulokować tam, gdzie jemu wygodnie.
Ten trwający prawie dwie godziny seans to przede wszystkim popis aktorski Terence Stampa i Samanthy Eggar. Oprawca to dość wdzięczne indywiduum. Jest jakby antytezą wszystkich filmowych porywaczy, seryjnych morderców. Wprawdzie ogłada mężczyzny nie powinna nikogo dziwić. Większość seryjnych morderców to ludzie przeciętni i niczym niewyróżniający się, jednak jego sposób postępowania z ofiarą jest niezwykły i wielce oryginalny.
Film nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia, głównie za sprawą wkradającej się zbyt często monotonii. Gdyby Wyler zrezygnował z przeciągających się ujęć, wprowadził więcej dynamiki byłoby lepiej.
Moja ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))