Ostatnio pochłonęłam dość sporo włoskich filmów i niestety na ich tle VIVA LA LIBERTA prezentuje się najsłabiej. Większość filmów, jakie obejrzałam to filmy Matteo Garrone i Paolo Sorrentino. Tym razem wybrałam obraz innego reżysera - Roberto Ando. No i widać tę ogromną różnicę w talentach. VIVA LA LIBERTA to ciekawy film, przesączony polityką, która nie do końca do mnie przemawia, a w jej tło Ando próbuje przemycić dramat jednostki. Nie do końca mu to wyszło, jednak przed upadkiem ten film ratuje genialna kreacja, a raczej dwie kreacje, Toniego Servillo.
Ando na tapet wziął postać włoskiego polityka, uznanego partyjnego przywódcy, który chyli się ku upadkowi. Enrico, mężczyzna w średnim wieku, z falą społecznej krytyki wydaje się sobie nie radzić. Nie dlatego, że brak mu merytorycznej ogłady. To raczej kryzys zawodowy, wypalenie i utrata wiary w to, w co tak usilnie wierzył i latami próbował przekonać społeczeństwo. Kiedy Enrico zostawia swoją partię na polu bitwy, w sukurs przybywa jego brat bliźniak, z lekka nawiedzony, z problemami psychicznymi, ale niezwykle żywiołowy Giovanni.
VIVA LA LIBERTA uświadamia nam, że polityka niekoniecznie rządzi się prawami logiki. Tam gdzie powinien królować rozsądek, opanowanie i zimna krew, czasami wybawieniem staje się szaleństwo i nieokiełznanie. Nie wiem, czy to dobrze świadczy o przyszłości demokracji, ale z pewnością świetnie sprawdza się w filmie Ando.
Największym skarbem tego filmu jest zdecydowanie Toni Servillo. Aktor wcielił się w role braci bliźniaków, dwóch charakterologicznie odmiennych typów, dwie skrajności. Zrobił to genialnie. W pełni przedstawił nam zróżnicowanie postaci, a oglądanie go w roli melancholijnego Enrico, czy świrniętego Giovanni jest ogromną przyjemnością. Obawiam się, że bez niego VIVA LA LIBERTA byłby kompletnie nie do przełknięcia.
Moja ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))