Strony

piątek, 23 października 2015

EVEREST [2015]




Tę tragiczną historię znam wyłącznie z doniesień prasowych. Na jej temat powstały filmy fabularne i dokumentalne, napisano książki i wiele publikacji. Wielu próbowało znaleźć wyjaśnienie. Zadawano sobie pytania: dlaczego, jak to możliwe i kto zawinił?! I choć odpowiedzi było wiele, nie da się ukryć, że odpowiedzialność za ten dramat ponoszą przewodnicy wyprawy i zarazem bohaterowie filmu Kormakura, Rob Holl i Scott Fisher.



EVEREST to opowieść o tragicznym wydarzeniu, które miało miejsce w maju 1996. roku podczas wspinaczki na najwyższą górę świata. W schodzących już alpinistów uderza burza śnieżna, wywołując dramat, którego skutków nikt nie mógł przewidzieć. Podczas tej wyprawy ginie dwóch przewodników, zaprawionych w bojach, zawodowych alpinistów. Jest to dowód na to, że w obliczu szalejącej, drapieżnej natury, ani rozum, ani umiejętności i doświadczenie nie gwarantują przeżycia.



Baltasar Kormakur, to reżyser, dla którego kino katastroficzne nie jest nowością. Przypomnijmy sobie jego NA GŁĘBINIE. To również historia oparta na faktach i również opowiadająca o walce ludzi o przetrwanie.
Kormakur nie miał ostatnio dobrej passy. Nie zachwyciło mnie NA GŁĘBINIE, a jego ostatni film 2 GUNS był totalną porażką. Zapaść filmowa Kormakura była dość dziwna, biorąc pod uwagę, że tworzył bardzo dobre kino. Nakręcone w rodzinnej Islandii BIAŁONOCNE WESELE, czy BAGNO to pozycje obowiązkowe każdego kinomana. I już się obawiałam, że zarobkowa emigracja reżyserowi nie posłużyła, gdy tymczasem wypuszcza naprawdę dobry EVEREST.



Pierwsze 50 minut akcji prowadzone jest ospale, jak to zwykle ma miejsce w tego typu kinie. Usypianie widza, po to, by zmiana akcji wywarła na nim odpowiednie wrażenie. Na szczęście w momencie zwrotu akcji poziom dramatyzmu jest na tyle silny, na tyle widoczny i odczuwalny, że wszelkie początkowe znużenie odchodzi w niepamięć. Film zbudowany jest z emocji. Obraz szalejącej burzy i walczących z żywiołem alpinistów imponuje, ale i przeraża. Kormakur zbudował dramatyzm tak, jak można sobie tego życzyć w filmach katastroficznych. Kiedy akcja się kończy, następuje rozwiązanie, a widz się cieszy, że w końcu wszystko wraca do porządku dziennego. 


Polecam z trzech względów. Pierwszy to oczywiście fabuła. Mocna i emocjonująca historia, która oby więcej się nie powtórzyła. Drugi powód to obsada. Plejada gwiazd i świetne aktorstwo. A na deser przekonujące efekty i bardzo dobre CGI.
Moja ocena: 7/10

2 komentarze:

  1. Czytałam już recenzję tego filmu, teraz jestem niemal pewna tego, że go obejrzę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajna recenzja - rzeczowo i na temat, a film trzeba będzie koniecznie obejrzeć.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))