PARTISAN to debiut pełnometrażowy australijskiego reżysera Ariela Kleimana i gdyby nie udział Vincenta Cassela w tym projekcie mało kto zwróciłby na niego uwagę. Film wprawdzie ma swoje minusy, jednak ukazuje w mikroskali nas, a właściwie społeczeństwo i to co jest w zwartej grupie ludzi najgorsze.
Głównym bohaterem jest dorastający Aleksander. Chłopiec, którego wraz z matką przygarnął charyzmatyczny Gregori. Nie są oni jedynymi mieszkańcami tego osobliwego domu. Ta swoista komuna wypełniona dziećmi i ich samotnymi matkami jest przytułkiem, ochronką, nad którą swe szerokie ramiona opiekuńczo rozpostarł ich Pan. Gregori urządził sobie słodki harem wypełniony wyłącznie kobietami, a ich dzieci postanowił wykorzystać do niecnych celów.
Sporo było filmów o sektach i sekciarstwie. O nawiedzonych i chorych umysłowo przywódcach oraz ich podatnych na manipulacje słuchaczach.Wystarczy wymienić takie filmy, jak MARTHA MARCY MAY MARLENE, THE MASTER, SOUND OF MY VOICE, czy HOLY SMOKE i możemy uzyskać obraz tego, co szykuje nam PARTISAN. Kleiman, by nadać swojemu projektowi nieco oryginalności nie wrzuca w temat sekciarstwa boga i religijnych dogmatów. Gregori jest spełnieniem marzeń każdej skrzywdzonej, samotnej kobiety, młodej matki, która zostaje porzucona na pastwę losu, bez środków do życia. Mężczyzna przygarnia zbłąkane owieczki, opiekuje się nimi, troszczy, miłuje. Ta niezwykła życzliwość ma jednak wysoką cenę. Tą ceną jest posłuszeństwo, oddanie i ślepa wiara.
Na początku wspomniałam, że PARTISAN jest oddaniem relacji w grupie, oczywiście w mikroskali. Obserwując bohaterów zauważymy, że tylko jednostki nieświadome, posłuszne, pełne wiary i zaufania oraz niekwestionujące mają zapewniony dobrobyt i gwarantowany spokój. Każdy przejaw odrębności, indywidualizmu, krytyki i podważania jedynie słusznej myśli jest skazany na ostracyzm, a nawet eksterminację. Świadomie używam tego słowa, bowiem pojawia się ono w czasie dialogu i wczytując się w treść tego filmu dostrzeżemy sens tego słowa. Oczywiście radykalizm obrazu jest znaczący, jednak analogie są jasne i klarowne.
Polecam ten film wielbicielom kina nietuzinkowego oraz fanom Vinceta Cassela, który zagrał rewelacyjnie. Odnoszę również wrażenie, że australijski reżyser to następca Davida Michoda. Ujęcia, muzyka i zdjęcia oddają klimat i atmosferę jego filmów. Ciekawie ujęto również świat bohaterów. Wyludnione, trochę post-apokaliptyczne miejsce, chłodne, złowrogie i nieprzyjazne, a w nim oaza Gregoriego, niczym wyspa na bezkresnym oceanie.
Moja ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))