Problem eutanazji nie jest często poruszany w kinie. Starość, przemijanie i śmierć to tematy mało popularne. Żyjemy w epoce kultu młodości, po co więc komu martwić się chorobami, niedołęstwem i doskwierającą grawitacją. Takie nastawienie uderza w nas za każdym razem kiedy włączamy odbiornik telewizyjny, czytamy gazety i magazyny. Jednak za tą pozorną krainą szczęśliwości, za dążeniem do ideału i utopijną krainą wiecznej młodości istnieje starość, choroba i śmierć. O tym mówił niedawno w dość przytłaczający sposób Michael Haneke w filmie MIŁOŚĆ. I o tym samym traktuje izraelska produkcja MITA TOVA. Różnica między tymi filmami jest dostrzegalna na pierwszy rzut oka. O ile obraz Haneke paraliżuje i przygnębia, o tyle twórcy MITA TOVA ubrali ten gorzki temat w dość lekki i przystępny sposób.
MITA TOVA to opowieść o grupie przyjaciół, starszych osób, którzy wspólnie spędzają czas, ale i pomagają sobie w trudnych chwilach. To właśnie ciężka choroba jednego z przyjaciół, cierpienie i nieosiągalna śmierć, która w tym przypadku niesie ukojenie, stanie się powodem walki o godność. Gdy pada pierwsze hasło eutanazja, mimo początkowych obiekcji, bohaterowie podejmują to wielkie wyzwanie. Wbrew własnym sumieniom, ale zgodnie z własnym sercem.
Ten nagrodzony na Festiwalu w Wenecji film stawia nas przed trudnym pytaniem. Gdzie jest granica wolności? Czy mamy prawo decydować o momencie swojej śmierci? Czy religia ma moralne prawo ingerować w tak intymną sferę, jaką jest śmierć? MITA TOVA nie jest filmem mówiącym o chwilowej depresji, czy rozgoryczeniu życiem. Porusza wątek bolesnej choroby, której możliwości wyleczenia już nie ma. Narzucone z góry normy i zasady nie pozwalają nam spojrzeć na eutanazję okiem obiektywnym. Śmierć w tym filmie nabrała ludzkiej twarzy, została wytresowana i poskromiona. Tylko my, ludzie mamy diabelską skłonność do budowania problemów, tam gdzie ich nie ma.
Tal Granit i Sharon Maymon nadali temu gorzkiemu filmowi dużo ciepła i uroku. Film nie jest pozbawiony humoru. Rewelacyjnie zbudowano balans między ironią, a powagą. Znajdziemy tutaj wiele zabawnych i wzruszających, ciepłych scen, dzięki którym starość nie jest tragedią, a stanem, w którym mądrość życiowa osiągnęła level hard. Podobał mi się ten film. Mimo ciężkiego i smutnego zabarwienia MITA TOVA to film spokojny i lekki. Warto więc przyjrzeć się tak odmiennemu spojrzeniu na problem starości, chociażby w porównaniu z filmem Haneke MIŁOŚĆ.
Moja ocena: 7/10 [mocne 7,5]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))