Reżyser filmu MANDARYNKA, Sean Baker lubuje się w kinie niskobudżetowym. Jakiś czas temu miałam przyjemność oglądać jego wcześniejszy film STARLET z 2012 roku. Całkiem przyjemne, niszowe kino o przyjaźni międzypokoleniowej. I choć na niewiele liczyłam po seansie MANDARYNKI, równie niewiele otrzymałam. Film momentami wydawał się absurdalny, wyrwany z rzeczywistości, przerysowany i przejaskrawiony. Było w nim coś zabawnego, ale i żenującego. Może przyczyną była rzucająca się w oczy inspiracja kinem Harmony Korine'a, za którym nie przepadam. MANDARYNKI obrazując amerykańskie ulice zbliża się do jego produkcji.
Film Bakera opowiada o jednym dniu z życia prostytutek. Transwestyta Sin-Dee po powrocie z więzienia dowiaduje się, że jej chłopak - alfons, zdradza ją z jedną ze swych dziewczyn. Sin-Dee postanawia odszukać dziewczynę, by doprowadzić do konfrontacji z chłopakiem. Drugą linią fabularną jest przypowiastka o niewiernym taksówkarzu, który zdradza żonę z transwestytami.
MANDARYNKA to film brudny, nieprzyjemny dla oka. Ulice Los Angeles przepełnione wszelkiej maści brudem. Relacje międzyludzkie zredukowane do wymiany płynów i sado-masochistycznych zależności. Obraz przepełniony jest chaosem. Chaotyczne zachowania bohaterek wzmagają to wrażenie. Kamera nie jest statyczna. Wydaje się, jakby dotrzymywała kroku swym zwariowanym, życiowo zwichrowanym bohaterom. I niestety kręcenie zdjęć z komórki nie pomagało w skupieniu.
Z pewnością nie jest to film wybitny, choć ma swoje momenty. MANDARYNKĘ budują komiczne komentarze, ale też kolorowi bohaterowie. Irytuje świat, którego doświadczamy na ekranie. Nie utożsamiam się z bohaterami i dość daleko mi do ich punktu widzenia. Zbyt ekspresyjne, wręcz karykaturalne zachowanie, czy kloaczne dialogi nie bardzo mi pasowały. Zgodzę się, że film jest niezwykle naturalny i przedstawia świat bohaterów, który jest przejmująco zepsuty i brudny. Mimo to realizacja nie do końca do mnie przemówiła.
Moja ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))