Nie widziałam jeszcze kiepskiego filmu wypuszczonego z rąk Jacques Audiard (
Prorok,
W rytmie serca ). Fakt, że nie jest on częstym gościem w kinach, ale jak już coś zrobi... to po prostu jest dobre.
Audiard nie jest też filmowcem schematycznym. Świadczyć o tym mogą kolejne filmy i poruszane w nim problemy. Nie ma sensu doszukiwać się kontunuacji w jego poprzednich filmach, ale z pewnością jest w nich pewna cecha wspólna. Tą cechę odczytuję, jako swoiste wyalienowanie bohaterów, ich inność, oryginalność, ucieczka przed odrzuceniem i samotnością.
Podobnie jest i w tym filmie. Cottilard to piękna kobieta, która ulega tragicznemu wypadkowi. Na swej drodze spotyka bohatera, granego przez Matthias Schoenaerts'a, któremu w życiu nie wychodzi za wiele. Samotnie wychowuje syna, brakuje mu stałej pracy i raczej nie garnie się do stabilizacji. To dwie postacie z różnych światów. Ułożona kobieta z kompletnie chaotycznym mężczyzną.
I to właśnie ta dwójka stanowi trzon tego filmu. Ich wzajemne relacje i oddziaływania. Wzajemne szczucie, by ostatecznie odnaleźć wzajemną nić powiązań. Ona szukająca miłości i oparcia kontra on - nieodpowiedzialny, niepoukładany, szorstki w obyciu. Mimo tak odrębnych charakterów, zupełnie innego postrzegania świata i innych priorytetów, życie ostatecznie eliminuje wszystkie różnice. Na końcu tej drogi, potrzeba wsparcia i miłości staje się motorem nadrzędnym, swoistym klejem, magnesem, który finalnie łączy i spaja tę dwójkę.
To smutny film. Mimo pozytywnego zakończenia. Audiard tak przedstawił zmagania z kalectwem bohaterki, że człowiek zdaje sobie sprawę, że odmienność się nie opłaca. Albo jesteś skazany na samotność, albo na życie z takim samym "odszczepieńcem", jak ty. A każda próba przybliżenia się do "normalności" kończy się fiaskiem.
Całe to uczuciowe zagmatwanie rewelacyjnie oddali Marion Cotillard i Schoenaerts, który moim zdaniem powinien otrzymać Oscara w 2012 za Glowa byka (2011). Audiard stworzył genialne tło dla tej pary. Piękne zdjęcia i pulsująca muzyka wyśmienicie wkomponowała się w ich historię.
Z pewnością jest to pozycja obowiązkowa w tegorocznym kinie. Dziwi mnie, nie po raz pierwszy z resztą, że zabrakło jej w polskim kinie. Nie zdziwi mnie jednak, gdy pojawi się z rocznym opóźnieniem. Cóż... żyjemy w kraju, w którym jajko wyprzedza kurę.
Moja ocena: 8/10
No i koniecznie główny motyw muzyczny. Nie pomyślałabym, że można przy tej piosence nakręcić bardzo smutną scenę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))