Nowy film Ulrich Seidl 'a jest na tyle uniwersalny, że każdy, kto był choć raz w życiu na wycieczce w jakimkolwiek kurorcie, z takowym problemem się zetknął. A mowa tutaj o seksturystyce. Wprawdzie jest to główny motyw przewodni, jednak sam film poruszył całą masę głębszych wątków. Samotność, pragnienie akceptacji, starość i przemijająca kobieca uroda, a przede wszystkim pragnienie miłości. W filmie Seidl'a ta miłość, to ekonomicznie wyśrubowana machina, a jednocześnie niedoścignione marzenie samotnych kobiet po 50-tce, u których prawo grawitacji zrobiło już swoje, a przemiana materii dawno o nich zapomniała.
To ciężki i smutny film. Ciężki, ponieważ z jednej strony człowiek zdaje sobie sprawę, że bohaterowie źle postępują, z drugiej znajduje masę uzasadnień, dla których takie zachowanie staje się usprawiedliwione. Główna bohaterka, to samotnie wychowująca dorastającą córkę Austriaczka. Już na samym początku reżyser pokazuje nam jej beznadziejne życie. Mieszkanie to dziupla, córka to rozwydrzony nastoletni bachor, praca to tyrania z upośledzonymi. Jakże ważnym dla jej psychiki staje się zatem samotny wyjazd do raju, jakim nazwał Seidl Kenię. Czym jest ten raj ? To oprócz słońca, plaż, palm, pełnej egzotyki, nieskończony dostęp do mężczyzn. Mężczyzn, którzy uprawiając seks z podstarzałymi paniami, wyciągają od nich pieniądze, to na tatę, to na schorowaną mamę, to na siostrę w szpitalu, albo kuzyna po wypadku ... i tak biznes się kręci.
Seidl pokazuje turystki, jako niezaspokojone seksu nimfomanki, które jak dopadną swoją ofiarę, to wyssą z niej wszystko, niczym pająk. Świetnie tutaj ukazuje przemianę naszej bohaterki. Początkowo opiera się, wyśmiewając z lekka poczynania swojej koleżanki. Jednak, po czasie traci wszelkie skrupuły, aż granice zostają zerwane. Mimo pełnego wyzysku ze strony mężczyzn, naiwnie brnie ślepo dalej, łudząc się, że może znajdzie się ten ktoś, kto w pełni zaakceptuje ją i jej ciało.
Ogromny plus za kadry, które bardzo pasywnie uczestnicząc w filmie, przekazują akcję, niczym zdjęcia w albumie z podróży. Seidl uchwycił w nim to, co od lat świetnie prosperuje w tzw. biznesie wycieczkowym i obiektywnym okiem kamery uchwycił sedno. Europejczycy to znudzone foki walające swe upocone cielska po plażach, a Afrykanie to bieda, która chwyta się, jak tonący brzytwy, wszystkiego, żeby tylko wyciągnąć trochę grosza. Jeden mam tylko zarzut. Szkoda, że Seidl ukazując walkę wewnętrzną bohaterki i jej rozterki, nie ukazał tego samego wśród mężczyzn, którzy tak chętnie sprzedawali swoje ciała. Ciekawa jestem, jaki jest ich pogląd na taki proceder. Myślę, biorąc pod uwagę widoczne różnice kulturowe, że mogłabym się nieco zdziwić, choć ostatnia scena filmu jest wielce wymowna.
Świetny film, bardzo współczesny i o ile ostatni film Seidl'a
Import/Export nie zrobił na mnie wrażenia, o tyle po PARADIES: LIEBE, z niecierpliwością czekam na kolejne części tryptyku.
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))