Tytułowe sesje, to spotkania sparaliżowanego mężczyzny z "sex terapeutką", której zadaniem jest pokazać i nauczyć pacjenta, jak uprawiać sex.
Jak wzniosłe nie byłyby postulaty, ja tego nie kupuję. Rozumiem problem. Rozumiem, że ludzie niepełnosprawni mają pełne prawo do przeżywania takich samych emocji, co ludzie zdrowi. Rozumiem fakt, że światu trzeba pokazać problem sexu wśród niepełnosprawnych. Rozumiem, że ludzie muszą nauczyć się tolerować potrzeby innych. Ale nie rozumiem jednego. Ubierania w szczytne słowa i okrywanie jedwabną zasłoną spraw, które są oczywiste. Trochę tak, jakbyśmy gówno owinęli w złoty papierek i udawali, że to cukierek. Nie rozumiem postępowania bohaterki, którą gra Hunt. Uważa siebie za sex surogatkę. WTF ? Nie jest prostytutką, a bierze kasę za sex. Prowadzi podwójne życie. Dzieli ciało z "pacjentami", których nazywa klientami i mężem. Nie jest psychologiem, ani psychoanalitykiem, a udziela rad i przeprowadza pełną analizę psychologiczną "pacjenta". I to właśnie jej "funkcja" to dla mnie owy "cukierek". Nie rozumiem jej również jako kobiety. Uprawiając tak ryzykowny zawód, mimowolnie wpada w związek emocjonalny z "pacjentem" i kompletnie się mu poddaje. Próba zbawienia bohatera, jest ogromnym obarczeniem jej psychiki i relacji w jej własnej rodzinie. Nie rozumiem takiego mesjanizmu i uważam go za absurdalny. Helen Hunt wypada tutaj jak Matka Boska,
John Hawkes jak trędowaty, którego ma uzdrowić, a William H. Macy to Jezus, który ma to wszystko pobłogosławić. Co za fanfaronada ....!
Porównanie tego filmu do Nietykalni (2011) też uważam za iście chybiony. Nie ma tutaj lekkiej, zabawnej aury, jaka towarzyszyła francuskiemu odpowiednikowi. Aury, która sprawiała, że temat dla "pospolitego ruszenia" stał się bardziej przyswajalny. Tutaj mam wrażenie, autorzy na swoje barki wzięli ciężar zbawiania wszystkich niepełnosprawnych, którym brakuje seksualnego rozluźnienia. Bohaterowie skupiają się tylko na jednym, ulżyć sobie i to jak najszybciej, bo mogą nie dożyć tygodnia. Takie podejście uważam za uwłaczające, choć z pewnością jest to temat do głębszych rozważań. Ale nie w sposób, jaki on został przedstawiony w filmie.
Moja ocena: 3/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))