Strony

poniedziałek, 18 lutego 2013

MÓJ ROWER


Dzisiejszy dzień nie jest najszczęśliwszy w wyborze na polski film. Chyba nie do końca odżyłam po BITWIE POD WIEDNIEM, choć to nie jest wyłącznie polska produkcja. Sama myśl, że nasza rodzima kinematografia mogła maczać palce w tym badziewiu mocno nadwyrężyła moje siły. O ile w przypadku DROGÓWKI wybór był w pełni świadomy, o tyle w przypadku nowego filmu Trzaskalskiego, chciałam mieć po prostu ten tytuł odfajkowany.
Nie jest to najtrafniejsze sformułowanie odnoszące się do filmu. Nigdy jednak fanką filmów Trzaskalskiego nie byłam, nawet EDI niekoniecznie mnie wzruszył, więc generalnie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. I niekoniecznie się pomyliłam.

Patrząc na poster rzuca nam się w oczy slogan wytarty, jak stare dżinsy w kroku "Cała prawda o facetach". Czyżby ? Ano mam pytanie do panów scenarzystów, jaką to prawdę przemycili do tego filmu, bo jakoś uszła mi niepostrzeżenie. Bycie bucem, zarozumialcem i zakompleksionym gówniarzem prawdy o mężczyznach nie czyni. To raczej cecha charakteru, kwestia wychowania, tudzież słabość chwili. Gdyby mężczyźni byli tak prości jak manual ukazany w tym filmie, to myślę, że gar ciepłej zupy co wieczór i ciepłe kapcie koło fotela, zrobiłyby całą robotę życia. Strasznie to uproszczone, a to wynik tego, że film ten żadnej prawdy o mężczyznach nie ukazuje. Dla mnie jest to po prostu pojednanie. Międzypokoleniowe, rodzinne, męskie. Rozmowy ludzi zagubionych, którzy po latach albo potrzebują się odnaleźć, albo tego chcą. I tylko przypadek, choć podobno ich nie ma, zmusił ich do sytuacji, o której pewnie marzyli, ale tchórzostwo zwykłe lub słabość, jak kto woli, była hamulcem przeogromnym. I tyle w tej kwestii.

Scenariusz jest dla mnie mało autentyczny pod kątem przekazu. Może trochę za sprawą aktorów. O ile Żmijewski zagrał niezłego zarozumialca i świetnie mu to wyszło, o tyle Urbaniak niekoniecznie w aktorskiej roli się sprawdził. Może Trzaskalski czuł, że skoro film jest o jazzmanie, to i muzyk w sam raz. Jednak Żmijewski udowodnił, że w przypadku kina garbaty może być prostym. Urbaniak jest mocno usztywniony i przez to mało autentyczny. To samo tyczy się epizodycznej roli Szczepanika. WTF ? I to ma być loverman ?? Tak paskudnie odegrał, dwuminutową rolę kochanka, że aż się płakać chciało. Autentycznie miałam wrażenie, że Nehrebecka siedzi razem z instruktorem jazdy samochodem. Chodorowski też nie zachwycił. Niestety jego mina wychłodzonego szczeniaka, jakoś nie przypadła mi do gustu. Nadal uważam, że nie ma w polskim kinie charakterystycznych aktorów młodego pokolenia. Po prostu ich nie widzę, no może poza Kościukiewiczem.

Z pewnością mocnego tonu nadają filmowi piękne zdjęcia Piotra Śliskowskiego. Dzięki nim człowiek zaczyna doceniać piękno polskiej przyrody. Jak zwykle w polskich filmach drażni udźwiękowienie. Zamiast dialogu człowiek słyszy rechot żab. Chyba się nigdy nie nauczymy, że nasz język jest tak szeleszczący i wymaga specjalnego traktowania. Jednak gdy rechot przeszkadzał muzyka Wojciecha Lemańskiego rewelacyjnie wypełniała wszelkie szczeliny.

Czytałam masę recenzji. I głosy są podzielone. Od tych najbardziej pozytywnych, do tych absolutnie negatywnych. Sam film jest równie niejednoznaczny, co wielość tychże opinii. Ilość filmów obyczajowych w Polsce, tych współczesnych jest tak znikoma, jak ilość dni upalnych w ciągu roku. Wniosek więc taki, że jeśli już się pojawiają, to należy się cieszyć i skakać pod niebiosa. I chwalić. Chwalić za ryzyko, jakie producenci podejmują w tej materii. Jak się widzi kolejne plany produkcyjne, te które już powstały i te które jak impuls elektryczny krążą po meandrach niejednej mądrej głowy, to widać że polskie kino niekoniecznie lubi obyczaj. Polskie kino lubi się pławić w historycznym nieszczęściu. Ta martyrologiczno - patriotyczna pieśń niesiona przez lata męczy i przyprawia o skręty kiszek. Ja wysiadam przy kolejnych gniotach typu BITWA taka sraka czy owaka, filmach o żyjących lub nie żyjących bohaterach wojny jednej drugiej tudzież komuny. Ja nie chcę i już nie mogę. Także jak widzę takie właśnie kino jak MÓJ ROWER, czy DROGÓWKA, wymieniłoby się jeszcze parę, ale wiadomo o co chodzi... to po prostu serce mi skacze. Nawet jeśli nie zawsze wyjdzie to jak spod igły... to i tak jest dobrze.

Reasumując plus za tematykę i zdjęcia. Minus za dłużyzny, wiejące nudą przestoje i aktorstwo. To film niosący pewną mądrość życiową do której albo dochodzimy latami, albo dostajemy od mądrego w spadku. Jednak w tej realizacji nie do końca do mnie trafiła.
Moja ocena: 5/10



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))