Ten dokument nie jest zbiorem analiz Stanley'a Kubrick'a, czy twórców THE SHINING na temat filmu. To wolna projekcja pomysłów, idei i wizji jego fanów.
Dokument jest nużący. Niestety. Z pewnością przyciąga uwagę forma realizacji. Nie widzimy osób, które opowiadają o swoich interpretacjach filmu, jedynie masę sugestywnych kadrów z LŚNIENIA oraz całego przekroju twórczości Kubrick'a w zależności od kontekstu.
A interpretacji jest wiele. Można by pokusić się o stwierdzenie, im więcej ludzi tym więcej pomysłów. Od tych zupełnie absurdalnych (kształty chmur w LŚNIENIU przypominających twarz reżysera), po naprawdę sensowne ocierające się o fakty historyczne i te z życia Kubrick'a. Mnie osobiście zaintrygował pomysł z Minotaurem i labiryntem oraz całkiem sensowna interpretacja liczby 237.
Szczerze mówiąc nie wiem, czy seans z ROOM 237 to dobry pomysł. Z pewnością zmienił on moje postrzeganie filmu i przewrócił je do góry nogami. Każdy nowy seans z filmem Kubrick'a będzie seansem z wyszukiwaniem znaków, znaczeń, czy sugestii autora. Gdzieś w otchłań odpłynie czysta, dziecinna fascynacja obrazem, na rzecz pseudonaukowego poszukiwania "drugiego dna". I powiem szczerze trochę żałuję. Nawet w tym dokumencie widać, jak rewelacyjnie pięknym obrazem jest LŚNIENIE. Jak cudowne są kadry i zdjęcia. Niestety obawiam się, że napawanie się jego urokiem zakończyło się na zawsze. Pozostanie oglądanie ścian, poszukiwanie rekwizytów i analiza twórczości Kubrick'a :-(
Przy całej tej niezliczonej kolekcji koncepcji fanów o LŚNIENIU zachodzę w głowę, co z tego jest rzeczywistym zamierzeniem autora, a co wymysłem jego fanów. I albo jest on geniuszem, albo zwykłym kuglarzem, bawiącym się obrazem. Zwolennicy predestynacji jak jeden mąż krzykną, że przypadki nie istnieją. A jeżeli teza z nachodzeniem na siebie kadrów filmu jest zwykłym zbiegiem okoliczności ?
Jakby nie patrzeć, stwierdzić należy wielkość Kubrick'a jako reżysera. Plan zdjęć doprowadzony do perfekcji, wszystko ma swoje znaczenie, najmniejszy szczegół dopracowany do perfekcji, wszystko przemyślane od początku do końca. Plakaty na ścianach, maszyna do pisania, walizki podróżne, krzesła, liczba miejsc parkingowych, kolor samochodów, napisy na puszkach, nadruki na swetrach i koszulkach, czy figury geometryczne na dywanach, wszystko to celowo wprowadził Kubrick do obrazu, by nadać mu podwójnej głębi.
Jakkakolwiek złożoność wizji reżysera by nie była, jest to fenomen, że tyle lat po premierze, film nadal budzi takie kontrowersje. I z pewnością stał się już tematem wielu dysertacji. A mnie w tym całym gąszczu interpretacji, zadziwia jeden szczególik. Kino się nigdy nie zestarzeje, jest neutralne i niezależnie od wieku, a każdy w nim znajdzie coś intrygującego, wyłącznie dla siebie. I to jest piękne. Nasze indywidualne postrzeganie kina sprawia, że ono nadal tętni życiem, niezależnie od czasów, epok, ludzi. A ten dokument jest świetnym tego przykładem.
Moja ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))