Strony

sobota, 29 czerwca 2013

LE MAGASIN DE SUICIDES





"THERE IS JOY" - yeahh, right ?! ;-)

Przyjdzie taki dzień, w którym całą stertę animacji będzie trzeba odkurzyć. Póki co, stertą na dysku leżą i dzielą równy los z dokumentami, ech... Nie miałam w planach tego filmu, choć od pewnego czasu cyklicznie mnie męczył. Tytuł tak intrygował, wiercił dziury w mózgu, aż w przypływie większej nostalgii poddałam się. Nie ukrywam, że dla jednostek pesymistycznych, takie tytuły są największym motywatorem. I przyznać muszę, że z miłą chęcią poprowadziłabym tak uroczy magazynek :-)


Dziwne to filmidło. O ile na początku byłam strasznie podniecona wizją jaką Laconte serwuje na ekranie, jednak im dalej w las, tym więcej wątpliwości. Zanim jednak do tego dojdę... 

Historia opowiada o czasach, w których pesymizm, desperacja i smutek sieją żniwo. Nawet gołębie popełniają samobójstwo. Niebo przykryte czarną mazią, z której notorycznie leje strugami deszcz. Świat płacze, życie płacze, ludzie płaczą. Z nadmiaru przygnębienia i braku witalności popełniane jest coraz więcej samobójstw. Nawet państwo zbytnio nie interweniuje. I gdzieś tam na uboczu, w kącie zatęchłej dziury, stoi sobie sklepik z przeróżnej maści specyfikami, przyrządami, tudzież fauną nawet florą, która ma pomóc delikwentom w przeprawie na drugą stronę. A sklepik ten prowadzi równie urocza rodzina smutasów, których los ukarał za ten niecny proceder... rodzi im się uśmiechnięte, pogodne dziecię. Dziecię, które przyniesie światu radość.


A teraz do rzeczy...
Zacznę od plusów, aby te nie przysłoniły mi minusów, jak to mawia klasyk. 
Podoba mi się temat. Wielce oryginalny. Początek ironią przepełniony. I też przez pierwsze paręnaście minut sądziłam, że będzie to francuska satyra na modę zwaną optymizmem. Zdrowy tryb życia, przyklejony uśmiech do twarzy, samozadowolenie i "how are you ? thanx i'm fine". Uuuuuuuuuuu !!! Świat, w którym malkontenctwo, marudzenie i generalnie "szklanka do połowy pusta" uznawana jest za dziwactwo, Laconte ukazuje w mega humorystyczny sposób. 
I dobrze... każdy w swojej skórze powinien czuć się tak, by było mu dobrze. Jeśli smutek sprawia mi frajdę, to będę smutasem stulecia, why not ? Mam w dupie optymizm, bo mi z pesymizmem do twarzy, niezależnie od mód i opinii. I poniekąd tą drogą kroczy ten film. 


Jednak by obraz ten nie stał się swoistym podręcznikiem dla desperatów, Laconte wrzuca wtręt tzw. pogodny. W postaci maleństwa, które powala swoją szczerzącą się do wszystkich facjatą. Dzieciny, która ma dość ciemności i mroku i wprowadza radosny koloryt w życie swojej rodziny. Generalnie nie mam nic przeciwko takim rozwiązaniom. Poza tym, że stało się to nudne. No jakoś tak wyszło, że nagle zabawa w czarny humor przeistoczyła się w urokliwe i ckliwe malowidło. Mnie to razi, ale ludzi bardziej optymistycznie nastawionych do świata ode mnie z pewnością urzeknie.


Druga rzecz, która mnie zraziła. To forma... Wielokrotnie pisałam na blogu, jak nie cierpię musicali. Jakiej to wysypki na ich dźwięk dostaję i w jakie konwulsje wewnętrzne mnie to wpędza. Nie wiem po kiego czorta Laconte wprowadził te pieśniarskie wstawki, ale mnie one mocno zmęczyły. Na szczęscie cała ta baja jest krótka i chwała autorom za to. Myślę, że nawet półtoragodzinnego seansu bym nie przeszła bez szwanku z taką ilością pieśni na ustach.


Wbrew pozorom animacja mi się podobała. Film ma w sobie urok, który potrafi ruszyć takiego mruka, jak ja. Mało tego, pierwsza połowa była genialna. Wprowadzenie widza w zakamarki samobójczego procederu były przezabawne. Tak właściwie, to właśnie ta pierwsza połowa przypominała mi klimatem DELICATESSEN. Mrok, depresyjne klimaty, smutek wisiały w powietrzu i tylko siekierę na nich zawiesić. Niestety skiepściła ten wizerunek forma melodyjna i nadmiar optymizmu w końcówce. Nigdy nie byłam zwolenniczką happy endów, zwłaszcza tych mdłych i przelukrowanych. Jednak zdaję sobie sprawę, że ten film ma co innego na celu. Ma wprowadzić widza w nastrój emocjonalnego rozrzewnienia, uronienia łezki, wzruszenia... i myślę, że wielu się temu podda.
Mimo wszystko oryginalność jest w tym wielka. Polecam.
Moja ocena: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))