Strony

wtorek, 9 lipca 2013

A FIELD IN ENGLAND



A jeszcze nie tak dawno rozpisywałam się o nowym dziele ' a TURYŚCI, a tu ledwo zdążyłam wymazać ten dość przeciętny film z pamięci, a Pan Ben strzela mi w twarz nowym tytułem. I to jakiej formy do tego używa !! Najwyraźniej czerń duszy jego nabiera intensywniejszego koloru. Nadal pozostaje bowiem wierny morderczym procederom, jedynie tekstura się zmieniła. Bowiem z komedii przerzucił nas w horror.



A jeśli już o horrorze mowa... nie rozumiem dlaczego tak często, bez większego zastanowienia i pomyślunku narzuca się filmom formy, których za grosz nie mają. Nie wiem, w którym miejscu tego filmu jest horror, ale jak dla mnie nie ma go on za grosz, wręcz momentami dialogi były naprawdę zabawne (scena z wysypką na penisie, scena z zatwardzeniem i dialogi przy jedzeniu zupy, a raczej pomyje z grzybów).
Z moich spostrzeżeń uznaję, że jest to psychodeliczna podróż czterech brudasów po średniowiecznej, lub i nie, Anglii w poszukiwaniu wyimaginowanego skarbu. Oto bowiem, Pan Wheatley ukazuje moim oczom czterech obdartusów, piątego dostajemy później w bonusie, którzy uciekli z pola walki podzielonej Wojną Domową Anglii. Włóczy się to to, brudne, śmierdzące, do tego ględzi non stop. A rozmowy są przenikliwe i głębokie. Otóż obok monologów o transcendencji, mistycyzmie, egzystencjalnej pustce i bólu istnienia przeplatają się dialogi o żarciu, pieprzeniu i chlaniu. Co chwila widzimy, jak panowie to mają problem z wypróżnianiem się w krzakach, to gotują zupę z grzybów, to mają jazdy większe od Witkacego i Burroughs'a razem wzięte. I te ujęcia rodem z wiejskiej imprezy okraszonej wizualizacją stroboskopową mają nam sugerować grozę, horror i masakrę. W przypływie większej senności oprócz pól, ględzenia i łażenia, przemknęła mi scena z:
- rozstrzeloną twarzą
- zmasakrowaną golenią.
I to wszystko, i gudbaj i ariwederczi roma. 


Ten film to gniot do kwadratu. Mogę być schematyczna i krytykancka, bo i film TURYŚCI mnie nie powalił. Ale mam to głęboko w nosie. Więcej sensu, dramatyzmu i okropieństwa widzę w filmach Uwe Boll'a. I niech mi ktoś wytłumaczy, wyłuszczy, przeanalizuje i wypunktuje, jakim cudem ten film zostaje nominowany w nagrodach filmowych, nawet jeśli ma to być Festiwal w Karlowych Warach ?
Nic, ale to kompletnie nic, nie ma w tym filmie co mogłabym uznać za wartość dodaną. To totalny bełkot. Film od czapy, w którym bohaterowie uwaleni grzybami halucynogennymi doznają nagłej manii prześladowczej sprzężonej z psychozą maniakalno-depresyjną. Koszmar, dno i wodorosty. 
Powiem krótko, nie tęsknię za kolejnymi filmami Ben'a Wheatley'a. I pewnie dużo wody będzie musiało upłynąć zanim wyleczę się z tego artystycznego gówna i sięgnę po kolejny jego film.
Moja ocena: 2/10 (wyłącznie za oryginalny montaż, ujęcia niczym z religijnych obrazów i staroangielski, który można nieźle poćwiczyć)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))