Zachęcona komentarzami z blogosfery sięgnęłam po ten tytuł, choć absolutnie nie miałam w planach. Jakiś czas temu zastanawiałam się, czy warto pochylić się nad tym filmem, jednak mój brak zapału do kina niemego skutecznie mnie odstraszył. I jak się teraz okazuje, przeczuciom powinno się ufać.
To klasyczna opowieść o królewnie Śnieżce. Jedyna różnica, to miejsce akcji. Historia bowiem została osadzona w Hiszpanii w rodzinie matadorów. I nie ma w niej absolutnie nic fascynującego. Są sceny, które momentami wzbudzają obrzydzenie, np.końcowa scena z pocałunkami. Ale generalnie to jedno z wielu filmideł, które raczej nie zostaną w mej pamięci.
Nie będę się więc rozpisywała. Bo absolutnie nie ma nad czym. Plus za utrzymanie konwencji kina niemego. Rzeczywiście robi wrażenie. Ale czy po ARTYŚCIE nadal tak wielkie ? Wydaje mi się, że powtarzanie takich samych sekwencji w tak krótkim czasie może wyjść na niekorzyść. Jak to mówią, co za dużo to i świnia nie chce. A przecież niedawno w podobnym klimacie oglądaliśmy naprawdę niezły TABU. Jednak w TABU poruszała sama historia, natomiast produkcji filmowych o Śnieżce w zeszłym roku było tak wiele ( SNOW WHITE AND THE HUNTSMAN, MIRROR MIRROR ), że przewidywalność tej raziła już od pierwszych kadrów.
Także, nie polecam. Chyba, że ktoś jest wielkim fanem ARTYSTY i generalnie kina lat 20-tych. Ja jednak nie znajduję w nim znamion ku zachwytowi. I zostawiam to innym.
Moja ocena: 4/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))