3096 czyli ilość dni przetrzymywania uprowadzonej Nataschy Kampusch przez porytego Priklopil'a. Dziwię się trochę sfilmowaniu tej historii. Po całej schizie związanej z Fritzlem, która wstrząsnęła światem, historia Kampusch była gwoździem do trumny dla Austriaków. A już kompletnym dla ichniego systemu sprawiedliwości. Dlaczego się więc dziwię ?, ponieważ filmowanie wynurzeń dziewczyny, której losy są mega kontrowersyjne i otwarte do dziś trochę trąci myszką. Oczywiście nie kwestionuję jej tragedii, bardziej polegałabym jednak na faktografii. Syndrom sztokholmski, udział w porwaniu matki i jej związku z Priklopil'em, domniemanie jego zamordowania, związki z mafią pedofilską, współudział osób trzecich w porwaniu, ciąża Kampusch i jej zatuszowanie, jej wręcz małżeńskie przywiązanie do oprawcy to tylko część nierozwiązanej łamigłówki. Film natomiast w żaden sposób do nich nie nawiązuje. To wyłącznie wersja wydarzeń porwanej dziewczyny. Jak bardzo jest ona zbliżona do faktów ?, cóż... polecam parę sieciowych artykułów, mogą nam trochę rozjaśnić w głowie.
Biorąc pod uwagę jednak sam film, jego konstrukcję i dramaturgię to absolutnie bez szału. Na szczęście historia broni się sama. Natomiast aż się prosi, by wycisnąć taką ilość dramatu i tragedii z niej, że każdemu przeciętnemu widzowi poszłoby w pięty bez mydła. Mnie nawet czapka nie drgnęła. Po takim filmie, jak chociażby Michael tematycznie wręcz bliźniaczy, 3096 DNI wydają się męczybułą bez wyrazu. Ten obraz przypomina mi swoją konstrukcją bardziej fabułę dokumentalizowaną, niż dramat. Aktorstwo momentami jest sztuczne, jakby plastikowe i na siłę, jeszcze ten angielski (skąd ten pomysł). Bezpłciowa chronologia wydarzeń strasznie zaniża poziom, jakbyśmy odliczali dni w kalendarzu. Myślę, że w głównej mierze to zasługa aktorki Antonia Campbell-Hughes, która nie pochwyciła tak ciężkiej roli. A aktorzy trzeba przyznać doborowi, zwłaszcza ci skandynawscy - Thure Lindhardt, który absolutnie mnie negatywnie zaskoczył oraz Trine Dyrholm - było jej tak mało, że naprawdę trudno ocenić.
Z pewnością jest to historia, która powinna ludzi uczulać na każdego rodzaju specyficzne, czy dziwne zachowania, które mają w okół nas miejsce. Może 10 razy się człowiek pomyli, ale jak chociaż raz się trafi, to będzie to sukces. I choćby dlatego warto oglądać takie filmy. Różne friki żyją wśród nas, a niestety w krok za większą swobodą i wolnością, kroczy większe zboczenie. Z drugiej strony może to być niezły alert dla rodziców. Jak przestrzegać przed potencjalnymi sytuacjami dzieciaki, jak próbować unikać pewnych sytuacji. Oczywiście wszystko musimy brać w granicach zdrowego rozsądku, nie ma takiego kontrolera co by skontrolował każdą śrubkę na tym świecie.
To również świetny obraz choroby psychicznej, jaka zżerała bohatera. Zaborcza matka, masa kompleksów, wyalienowanie i antyspołeczne zachowania. Człowiek ze zdumienia przeciera oczy, że nawet własna matka nie dostrzega zagrożeń w życiu swego dziecka. Obiektywizm wobec własnych dzieci najwyraźniej nie jest najmocniejszą stroną rodziców.
Z pewnością jest to historia wstrząsająca. Nawet trudno mi się wzbić na wyżyny empatii, bo każda taka próba wręcz boli. I z pewnością tragizm sytuacji niejednego widza zszokuje. Mnie jednak po rewelacyjnym MICHAEL'U - też austriackim - film nie zszokował. Nie poczułam przysłowiowego bólu istnienia. I dla mnie to największy mankament tego filmu.
Mimo to polecam, aczkolwiek ostrzegam przed faktografią - nie wszystko co widzimy na ekranie jest w 100% zgodne z prawdą.
Moja ocena: 5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))