Dziś o godzinie 22:44 rozpocznie się astronomiczna jesień i gdyby nie fakt, że jutro trzeba jechać do roboty i jak zwykle za winklem psy będą stały z balonem, to jest to kolejna świetna okazja do przechylenia nie jednej sety. Jesienna deprecha zaczyna się. I jak to Kury śpiewały:
Ból przemijania
Choroby, wojny, rozpacz
Wszystkie ciemne strony życia
Dręczą mnie ach kurwa mać!
Choroby, wojny, rozpacz
Wszystkie ciemne strony życia
Dręczą mnie ach kurwa mać!
I ten ostatni okrzyk jesiennej radości faktycznie mnie dręczy w kontekście MARZYCIELI. Z jednej strony piękno i klasyka, z drugiej fabuła i ach kurwa mać !
Bernardo Bertolucci , w przypadku tego filmu ta postać jakoś mnie nie dziwi, stara się uchwycić esencję, klimat, atmosferę lat 70-tych we Francji na przykładzie grupki młodych ludzi. Dwójka rodzeństwa angielsko-francuskiego pochodzenia plus Amerykanin. Trudno stwierdzić, czy w ramach nudy, czy eksperymentu, czy podejścia "na przekór" rodzeństwo zaprasza gościa, by zamieszkali wspólnie w mieszkaniu rodziców. I tak rozpoczynają swoje dość intrygujące i mocno specyficzne gierki.
Ten film jest równie dekadencki, co zachowania tej trójki. Seksualne rozpasanie, wolność ideologiczna, rewolucja w każdej dziedzinie życia. I chyba nie podążam za tym stylem życia i nie bardzo go akcpetuję, bo drobne mi się w kieszeni nie zgadzają, gdy kolo głosi peany w imię Mao, popiera komunistyczne zadymy, popijając burżuazyjnym winem Chateau rocznik '54. Ani to kloszard, ani bitnik, po prostu pełna emancypacja wywodząca się z nudy i pragnienia zaakcentowania swej bytności na tej Ziemi. I nie ważne jak irracjonalne i głupie zachowanie to będzie. Im bardziej skraje, im bardziej kontrowersyjne, im bardziej głośne, tym lepiej. Jeśli dodamy do tego niczym nieuzasadnione, wręcz kazirodcze przywiązanie rodzeństwa - drobne wypadły mi dziurą w kieszeni i już kompletnie się pogubiłam. W oczach Bertolucci'ego to europejczycy są postępowi, rewolucyjni, gdy tymczasem amerykanie jak owca na rzeź prowadzona, powolnie poddaje się politycznym rygorom swego państwa. W filmie młody Amerykanin jest głosem rozsądku, próbą wyrównania balansu, który powoli gnił i robił się niezdrowy.
Z drugiej strony Bertolucci tą dziwną polityczno-miłosną mieszankę próbuje skontrastować z potrzebą zmian i podążania za nimi. Z miłością i obroną wolności. To tak, jakby na naszych oczach dokonywała się rewolucja a my spokojnie się jej przyglądali. Bohaterowie są młodzi, energiczni, to pasjonaci i trudno im podporządkować się tak łatwo zmianom. I jeszcze trudniej przyzwolić na ich ograniczenie. To właśnie pobudza w nich buntowniczą naturę i specyficzną metodę wyrażania swego niezadowolenia poprzez perwersję, dekadentyzm i niszczenie każdej formy, która kojarzyła się ze starym systemem. Podobno młodość rządzi się swoimi prawami, więc mimo faktu, że ciężko ogląda się takie scenki rodzajowe, tłumaczę to durnym wiekiem dorastania. I niech im będzie na zdrowie !
Poza tą otoczką, film to wspaniały hołd oddany kinematografii. Bohaterowie to pasjonaci kina. I nie tylko oni podążają za dawnymi klasykami, ale podąża za nimi kamera, a wszystko przeplatane rewelacyjną muzą Joplin, Hendrixa, czy The Doors. Wspaniale patrzy się na zdjęcia i scenografię. Mieszkanie bohaterów to moje marzenie, odrzucając oczywiście cały ten nieład, brud i smród. Jest to po prostu kolejny przykład filmu, który można oceniać za równo za fabułę, jak i realizację. I jeśli o mnie chodzi, to Bertolucci stworzył cudny film pod kątem technicznym. Jednak cała ta pretensjonalność, młodzieńczy bunt i przekora mocno mnie irytują. Kontrowersyjność poprzez negację obowiązujących zasad. Niedojrzałość bohaterów polegała jednak na tym, że absolutnie nie potrafili poradzić sobie z konsekwencjami własnych wyborów. Nie zawsze trzeba staczać się tak nisko, by stać się nihilistą ;-) Aktorsko też bez szału. Green została wyciśnięta jak cytryna. Osiągnęła swoje apogeum umiejętności aktorskich, choć moim zdaniem potrafi zagrać dojrzalej, co udowodniła swymi późniejszymi filmami (CRACKS, WOMB, PERFECT SENSE). Panowie (Pitt i Garrel) bardzo średnio, choć miło zawiesić oko na Garrel'u. Całość jednak spina niesamowite wyczucie, doświadczenie i talent Bertolucci'ego i dzięki niemu ten film jest po prostu dobry.
Moja ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))