Strony

wtorek, 8 października 2013

THE PROPOSITION





Nie mam pojęcia, jak to się stało, że ten film mnie ominął. I zakładam, że jeszcze masa podobnych perełek z przeszłości, gdzieś daleko przede mną. I chociaż nie lubię się jarać urodzinami aktorów, kto kiedy i ile wiosen zaliczył, w tym przypadku urodziny, jednego z aktorów tego filmu, były bardzo odkrywcze.



To genialna propozycja dla fanów kina ciężkiego, brudnego, brutalnego i niepokojącego. I nie dziwi mnie już fakt, że reżyser sięgnął po McCarthy'ego. Cave napisał genialny scenariusz. Okropnie przygnębiający, traktujący o kondycji człowieka, mroczny. Wypisz wymaluj klimaty z książek Cormac'a.



Australia - terra incognita. Kraina opryszków i wielkich możliwości. Wypalone słońcem zadupia, wiatr przeszywający gorącem niczym chmura radioaktywna i muchy. Małe obleśnie stworzonka, które przyklejają się do spoconych, brudnych, ociekających spalonym tłuszczem ciał. W tej dziurze, w której dingo polują na jaszczurki wygrzewające się na skalnych patelniach, stróż prawa poluje na miejscowych morderców - gwałcicieli. Udaje mu się schwytać dwóch braci przywódcy gangu. Składa jednemu z nich propozycję nie do odrzucenia. Propozycję, która zmieni na zawsze ich losy.



Scenariusz jest wprost genialny. Problem w tym, że mimo schematu westernu, nie odczytuję tego filmu, jako western. To jakby antyteza wszystkich amerykańskich westernów, jakie do tej pory powstały. Trochę banalnych, trochę ponurych. Traktujących o winie i karze, a jednocześnie na wskroś jednowymiarowych. 
Cave idzie dużo, dużo dalej. Niesamowicie rozbudowuje swoją historię. Buduje złożone postaci i pokrętność ich zwichrowanej natury. Zwichrowanej przez czasy, miejsce i okoliczności, w jakich się znaleźli. Z jednej strony wypluci na świat przez matkę sukę, z drugiej niepozbawieni moralności i sumienia. Nie wszyscy są bowiem schematyczni. Nie wszyscy jednowymiarowi i monochromatyczni. To inteligentne jednostki zjedzone zębem brutalnych czasów. Wyżynanie w pień rdzennej ludności, masowe gwałty i mordowanie w imię Królewskiej Mości. I tutaj pojawia się analogia do westernów amerykańskich. Cave genialnie wbił się w kanon filmów dotyczących tzw."cywilizowania autochtonów". I nawet angielskie "tea time" i róże w ogrodzie nie wymarzą obrazu, że człowiek bez smyczy, to bestia bez hamulców.



Najbardziej poruszyła mnie jednak różnorodność charakterów. Cudownie ukazane relacje małżeńskie kapitana Stanley'a i jego żony. Niesamowite ciepło i miłość. Szacunek i niewinność, która płynęła od jego żony. A jednocześnie jego próby ochronienia jej przed brutalnością życia. Jakby chciał jej niewinność uchwycić i zatrzymać w słoiku. O dziwo, kapitan Stanley nie jest pozbawiony moralności. Jego wyrozumiałość budzi brak szacunku wśród pracowników, a udany związek - zazdrość. Stanley zostaje skontrastowany ograniczeniem i zdziczeniem swoich podopiecznych. Ci, którzy teoretycznie powinni stać po stronie prawa są gorsi, od tych których ścigają.


Po drugiej stronie barykady Cave rysuje portret przestępcy. Przez cały czas interesowała mnie przeszłość bohaterów. Jakim cudem znaleźli się w tym zapomnianym przez boga miejscu. Co ich zmusiło, skłoniło, by przyjechać do Australii. Bracia mimo swej niechlubnej profesji, to postaci, wbrew pozorom, bardzo inteligentne. Bije od nich mizantropia i brak wiary w człowieka. Jakby wszystkie te cechy, dzięki którym stoimy wyżej na drabinie pokarmowej od zwierząt - wyparowały w tym ukropie. Mój odbiór byłby totalnie zmącony, gdyby nie genialne kreacje Winstone'a, Pearce'a, Hustone'a, Wenham czy Watson. Rozebrali mnie na kawałki. Piece by piece.
I jeśli do tego obrazu jednostek totalnie osamotnionych, pozostawionych sobie, tworzących swój własny kodeks moralny na złamanych nogach dodamy przyciężkie i smętne dźwięki gitar i skrzypiec całość rysuje się nam, jak piekło. Parne, mroczne, przerażające.


To kolejny przykład kina kompletnego z rewelacyjnym scenariuszem, zdjęciami, kreacjami aktorskimi, ścieżką dźwiękową, czy nawet bardzo naturalistyczną charakteryzacją i brutalnością. I nie znajduję złego słowa na temat tego filmu. Ani jednego.
Polecam.
Moja ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))