I znów mam tę samą historię co z THE KINGS OF SUMMER. Gdy większość rozpływa się nad cudownością obrazu, dla mnie to naprawdę przeciętne kino z tak antypatyczną bohaterką, że miałam ochotę pacnąć ją łapką na muchy. Co w niej sympatycznego, urokliwego ? ... no ja tego nie widzę, sory. Dla mnie to kompletnie zagubione dziewczę bez auto-hamulców, które robi z siebie kretynkę, wypuszczając z siebie słowa bez znaczenia, po to tylko by wypełnić pustkę.
Mówiło się, że FRANCES to głos singielek, 30-latek. W takim razie, ja im nic dobrego na przyszłość nie wróżę. Zachowując się jak lekko oszalałe, wyrośnięte dziecko w amoku, nie znajdzie się materiału na męża. Choćby Frances parskała z oburzenia i obsiała się armią kotów jej wszystkie fobie zniknęłyby w przypływie wielkiej miłości. Wprawdzie nie musi być to od razu mąż, czy ojciec dzieci, czy inne cudowianko. Ale facet, na litość :-)
Frances to autentycznie dziecko w skórze kobiety. Biega, tańczy na ulicy, podejmuje dziwaczne decyzje ad hoc, które mylnie mogą być postrzegane, jako spontaniczność. Jest jak pocisk - nieprzewidywalna do bólu, aż strach. Nie wiadomo kiedy wystrzeli. Otuliła się swoją przyjaciółką, jak kołderką. Jej przyjaźń jest zaborcza. Momentami przekracza granicę między przyjaźnią, a partnerstwem. Bohaterka boi się samodzielności swojej przyjaciółki, boi się gdy tamta jest zakochana, boi się myśli o jej tworzeniu własnej rodziny. Przyssała się do niej niczym pijawka. Różnica w tym, że zamiast krwi, wysysa z niej potrzebę akceptacji, miłości i zrozumienia.
Czy można lubić Frances ? Z pewnością. Tak jak jedni lubią wino wytrawne, drudzy mega słodkie. Wszystko jest dla ludzi. Osobowość Frances wkracza mocno w mój światopogląd. Mój obraz kobiety w wieku 30 lat. Już od pierwszych kadrów, obserwując jej zachowania, wiedziałam że się nie polubimy. Jeśli ona ma być wzorcem, filmową wikipedią słowa 30-letnia singielka, to może ja już teraz wystrzelę się w kosmos, albo zacznę nosić obrączkę na palcu. Chaos jest cudowny. W chaosie jest porządek. Frances to nie chaos, to chaotyczna natura neurotyczki krzyczącej "przytul mnie, przygarnij, zaopiekuj się mną".
Na szczęście postać Frances nie skrzywiła mi obrazu filmu. Choć czułam przed seansem, że Garwig skopie scenariusz swym pseudointelektualnym, nowojorskim bełkotem bogatej pannicy, której się artystycznie w dupie poprzewracało. I obawiam się, że gdyby usunąć jej wkład w scenariusz film wypadłby bardziej autentycznie. Dlaczego autentycznie ? A nóż widelóż, nie wierzę w takie przypadki na ulicy. Zachowanie bohaterki jest mocno przerysowane. Wręcz karykaturalne. Co wcale nie nadało jej lekkości, wręcz przytłoczyło.
Co mnie zaskoczyło, to z pewnością monochromatyczność obrazu, której się obawiałam. Świetnie zrobione zdjęcia. Klimat francuskiej nowej fali z rąk Godard'a był bardzo odczuwalny. Noah Baumbach próbuje się zmierzyć również z kinem Woody Allen'a. Trzeba przyznać, że Frances swoim zagubieniem przypomina postaci męskie, głównie grane przez Allen'a. Jakoś mnie jednak nie rozbawiały ani swoją ironią, ani sarkazmem. Ani inteligencją. A porównania do ANNIE HALL są z lekka przesadne.
W tym filmie tkwi pewien paradoks. Podobny problem z odbiorem zachowań głównych bohaterów miałam z filmem ADORE. Można oczywiście doszukiwać się drugiego dna, że autorzy świadomie manipulują postaciami, by wzbudzały jak najwięcej emocji. Im bardziej skrajne tym lepiej. Tym głośniej. Tym więcej się o nich mówi. FRANCES HA nie jest jednak postacią kontrowersyjną. Jest jedną z wielu dziewczyn na tym świecie, może tylko jej zachowanie jest zbytnio przerysowane. Niektóre punkty jej osobowości nakreślone zbyt grubą kreską. Film jednak ma klimat. Momentami jest nawet zabawny, ale bez szału. I na szczęście krótki, więc kto ma chęć z ciekawości można. Choć w przypływie większej ilości kina czarno-białego ostatnimi czasy, ten swoim monochromatyzmem oryginalnością nie grzeszy.
Moja ocena: 5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))