Strony

sobota, 7 grudnia 2013

CSAK A SZEL




Niedawno oglądałam zdobywcę Złotego Niedźwiedzia na zeszłorocznym Berlinale, teraz nadrabiam i czas nastał na drugie miejsce w wyścigu.
Węgierski dramat oparty na autentycznych wydarzeniach. W latach 2008-2009 romską wioskę zaatakowali nieznani sprawcy, podpalając domy i mordując całe rodziny Cyganów.
Na tym tle, reżyser snuje historię romskiej rodziny, dając nam jednocześnie wiele argumentów i kontrargumentów co do motywów, jakimi kierowali się przestępcy przy mordowaniu cygańskim rodzin.



Zacznę od tego, co mi się w filmie węgierskiego reżysera, twórcy świetnego Lono (2010) , spodobało. A spodobał mi się pewnego rodzaju kontrast i spora dawka obiektywizmu. Reżyser nie moralizuje, nie narzuca nam swojego zdania. Nie przedstawia jednej opinii, jednego spojrzenia na problem i nie kategoryzuje. Kamerą, bardzo wręcz wścibską, przedstawia nam stereotyp cygana pijaka, złodzieja, obiboka, kontrastując ten wizerunek ludźmi bardzo spokojnymi, życzliwymi i pracowitymi. Widz nie jest bombardowany jedynie jednym punktem widzenia. Każdy rozsądnie myślący człowiek wie, że mordowanie jest kompletnym nonsensem. Co zaskakujące, reżyser w pewnym sensie próbuje mu nadać bardzo ludzkiego wyrazu. Rozmowa dwóch policjantów, którzy w ułamkowej części usprawiedliwiają przestępców, w jakiś drobny sposób reprezentuje zdanie tych, którzy wyznają zasadę, że najlepszą karą dla notorycznego złodzieja, jest odcięcie mu ręki. Możemy się obruszać i wzburzać, ale taki punkt widzenia nie jest czymś zaskakującym. Nawet w dzisiejszych, "cywilizowanych" czasach. 
Z drugiej jednak strony, reżyser pokazuje nam nonsens zbrodni. Brak usprawiedliwienia dla przestępców, którzy z nieznanych nikomu pobudek mordują niewinnych, uczciwych obywateli, którzy pech chciał, urodzili się cyganami. Oczywiście jesteśmy ludźmi myślącymi i domyślamy się, że ich działanie bazuje na nienawiści i nacjonalizmie. Sam film nie bazuje jednak na tym emocjach.
Kolejnym atutem jest ścieżka dźwiękowa, która rewelacyjnie buduje napięcie. I to właśnie napięcie jest kolejnym mocnym punktem filmu. Fliegauf rozpoczyna swoją historię trochę banalnie. Pokazuje normalne życie romskiej rodziny i powoli, skutecznie pobudza w nas emocje, by ku końcowi dać im absolutny upust.



Film jednak ma swoje mankamenty. Tak właściwie, jeden i to spory, który zaważył na mojej ostatecznej ocenie tego filmu. Nigdy nie byłam fanką długiego kadrowania. Reżyser trochę popłynął. Rozumiem jednak zamysł. Autor chciał jak najdokładniej oddać nam życie ludzi, których większość uważa za margines, odszczepieńców, dzikusów. I tak, z detalami pokazuje, że ci ludzie śpią jak my, budzą się, idą do pracy, harują do utraty sił. Mało tego, mają te same problemy i wkurwia ich to samo, co nas. Jednak kilkuminutowe kadrowanie wałęsającego się dziecka po lesie, grającego w playstation, czy bohaterki szorującej powierzchnie płaskie, a to tylko namiastka, jest zdecydowanie ponad moją percepcyjną przyswajalność. No niestety, moje zdolności koncentracyjne wyczerpują się po kilku minutach monotonii, a jej miejsce zastępuje walka z irytacją.



Ten film to przede wszystkich doskonały społeczno-polityczny miód na festiwalowe jury. I nie dziwi mnie nagroda na zeszłorocznym Berlinale. Problem w nim ukazany rewelacyjnie wpasowuje się bowiem w polityczne zawieruchy, które miały miejsce swego czasu we Francji, związane właśnie z ludnością romską. Takie historie mogą się podobać. I powiem szczerze, dużo bardziej i mnie by się spodobał, gdyby nie wspomniane dłużyzny, choć zdjęcia momentami są doskonałe. Gdyby nie ten fakt, moja ocena byłaby zdecydowanie wyższa. 

Mimo to polecam, może komuś z Was nie przeszkadza to, co dla mnie jest nie do przebrnięcia. Film bowiem świetnie buduje napięcie. Reżyser dobrał bardzo dobrze charakterystykę postaci. Posłużył się rewelacyjną historią pod kątem emocjonalnym, wzbogacając ją fajnymi zdjęciami i muzyką, no ale... te dłużyzny...
Moja ocena: 6/10

5 komentarzy:

  1. Jako miłośnik kina węgierskiego muszę w końcu to zobaczyć, tym bardziej że nie przepadam za Cyganami mając pewne z nimi doświadczenia.
    I o ile twórcy nie manipulują uczuciami widzów, pozostawiając każdemu sprawę do własnego osądu to może być ciekawie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieje ze przypadnie mi do gustu ;)

    http://filmostrefa.blogspot.com/2013/12/najlepsze-filmy.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Doskonale rozumiem, że długie kadrowanie może wkurzać niemiłosiernie. Mnie czasem denerwuje, a czasem nie. Zależy to od filmu. W niektórych dobrze się ogląda takie sceny, ale w innych odbieram je jako przedłużanie filmu, które można było pominąć.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie się film też podobał, dłużyzny jakoś przeżyłam, jestem w nich trochę zaprawiona. Może miały na celu nadanie kontrastu między spokojem w jakim mogliby żyć Cyganie, a wydarzeniami, które ich czekają. Podobał mi się ten spokój, brak histerii, oskarżeń, obraz mówi sam za siebie, każdy widz po swojemu odbierze ten film. Obraz Cyganów jest w miarę pozytywny, żyją sobie na uboczu, ciężko pracują (niektórzy popijają, ale tak robią wszyscy, nie tylko oni), chodzą do szkoły, mają takie same zainteresowania, jak każdy inny człowiek. Ale jednak, komuś przeszkadzają, nie są lubiani.
    Podziwiałam reżysera, że udało mu się zrobić mocny film o agresji, a tak bardzo spokojny i wyciszony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Podziwiałam reżysera, że udało mu się zrobić mocny film o agresji, a tak bardzo spokojny i wyciszony. " - to jest właśnie clue tego filmu. Mnie oprócz tego porażą obiektywizm... naprawdę ciężko wyzbyć się z głowy uprzedzeń, określonego punktu widzenia, a z pewnością reżyser miał do czynienia, jako dziecko i dorosły z Cyganami, jak my wszyscy z resztą. Tym bardziej wznieść się ponad własne postrzeganie świata, punkt widzenia, schizy, społeczne ukierunkowanie i zobrazować fabułę, prawie jak dokument, którym przecież nie jest, to ogromna sztuka. Autor daje niesamowitą wolność widzowi w ocenie bohaterów i tragedii jaka miała miejsce

      Usuń

Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))