Strony

sobota, 7 grudnia 2013

THE FAMILY




Luc Besson jest mega kapryśnym reżyserem. Po każdym z jego nowych filmów można spodziewać się dosłownie wszystkiego, od rewelacji po totalną kichę. Ostatnimi czasy nie dawałam mu zbyt wielu szans. Takie filmy, jak THE LADY, czy NIEZWYKŁE PRZYGODY ADELI BLAN-SEC były mocno poniżej poziomu, który znamy z moich ulubionych jego filmów - WIELKI BŁĘKIT, LEON ZAWODOWIEC, czy PIĄTY ELEMENT. I również do PORACHUNKÓW podeszłam z pobłażliwością, widząc krzywą jego realizacji z ostatnich lat. Cóż... film okazał się całkiem niezły, z pewnością to zasługa dobrej obsady, ale i dialogi były wyjątkowo zabawne.



Fabuła nie jest zbyt wymagająca. Powiedziałabym, że to ogromna klisza, która trąci schematami. Ale.... ale opowiada historię pewnej rodzinki, w której tatuś, były nowo jorski mafiozo, objęty programem ochrony świadków, musi ukrywać się przed bandziorami w pięknej Francji. Rodzinę poznajemy w dniu ich kolejnych przeprowadzek. Tym razem do Normandii. Seria nieprzewidzianych zdarzeń, która zmusiła ich do kolejnej zmiany miejsca zamieszkania, wkrótce ponownie spowoduje poważne kłopoty.



Film posiada dwa atuty. Pierwszy to scenariusz, a właściwie dialogi, które często są bardzo ironiczne i zabawne. Głównie za sprawą życiowych doświadczeń bohatera, który nie ma złudzeń, co do własnego losu. Tu jeszcze można  wspomnieć o wyobrażeniach bohatera ze sposobu uśmiercania swoich oponentów, które rozbawiały mnie do łez. Drugim atutem są postaci.
A postaci to zabawna mieszanka rodziny gangstera, w której charakterystycznym dla mafii cwaniactwem i bezkompromisowym rozwiązywaniem problemów szczyci się nie tylko Pan domu, ale i jego małżonka, czy córka z synem. Każdy z nich potrafi przyjąć pozę zimnej ryby w rozkładzie, by po cichu, acz konsekwentnie dopiąć swego celu i dobić niespodziewającego się niczego przeciwnika. Pod tym kątem początek filmu był rewelacyjny. I szczerze mnie rozbawił. Z pewnością Besson złamał tym parę stereotypów - bojaźliwej o los rodziny małżonki i dzieci z traumą po ojcu mordercy.



Sporym mankamentem filmu jest tzw.przegadanie. Niektóre sceny można by śmiało wyciąć, bowiem ani z dialogów, ani z akcji nie wynika nic, co miałoby wpływ na losy bohaterów, np.wątek miłosny córki z korepetytorem. Razi momentami brak logiki, jak akcja z gazetką szkolną, czy ucieczka syna spowodowana kłopotami w szkole, a nadmienić trzeba, że synalek jest łebski pierwsza klasa. No i ostatnia scena, tzw.kulminacyjna... odniosłam wrażenie, że twórcom zabrakło pomysłu na jej rozwiązanie. Można by pochylić się jeszcze nad kilkoma przykładami, jednak sam film odbieram, jako naprawdę przyzwoitą komedię, a z pewnością jest to radykalny skok, od filmów Besson'a jakie ostatnio widziałam.



Oczywiście należy złożyć wyrazy szacunku dla świetnego aktorskiego tercetu De Niro - Pfeiffer - Lee Jones. Cała trójka grała na swym standardowym, wysokim poziomie. Nie ma się co spodziewać rewelacji, z prostego powodu, ich role nie są zbytnio wymagające. Jakby jednak nie patrzeć oglądać ich na ekranie, to zawsze wielka frajda.
Reasumując. Kto nie pała miłością do filmów Besson'a, ten tytuł w temacie nic nie zmieni. Kto liczy na powtórkę z poziomu jego młodzieńczych realizacji, to też niestety poziom nie ten. Jednak, kto obawia się powrotu do poziomu filmów z ostatnich lat, to uspokoję, jest lepiej. Film mnie rozbawił. Oglądało się go lekko. Bez wielkich bólów. Jest to taka typowa odmóżdżająca komedia, która szkody nie czyni, a może przynieść wymierne korzyści... może, ale nie musi.
Moja ocena: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))