KONGRES to jeden z tych filmów, na które miałam ogromną chrapkę, by wybrać się do kina. Sporą motywacją było odniesienie do opowiadania Lema "Kongres futurologiczny", jak i miłe wspomnienie pozostawione po seansie WALC Z BASZIREM. Niestety nie do końca przekonał mnie Folman tym razem. I nie mam tu na myśli wierności odwzorowania opowiadania Lema. Chyba najsłabszym punktem tego filmu była właśnie animacja, po której tak wiele się spodziewałam. Najwyraźniej za wiele.
Nie skupię się na analogiach i przeciwieństwach wobec opowiadania Lema. Napomknę, że jest to dość luźna interpretacja, choć schemat, sedno i przesłanie pozostało dość wiernie odwzorowane.
Folman przenosi nas do świata szołbiznesu. Piękna aktorka u schyłku swej kariery dostaje propozycję praktycznie nie do odrzucenia. Producenci namawiają ją, by dla zachowania status quo gwiazdy podpisała kontrakt, który zdigitalizuje ją, jej mimikę, emocje. Stanie się komputerowym bytem, który spece z wytwórni filmowej obrobią i przerobią wedle zamysłów twórców, czy producentów. Aktor przestaje być już podmiotem. Jest przedmiotem, żywą tkanką, którą można zmanipulować, przekształcić i skonstruować, jak się tylko właścicielom podoba.
Aktorka, którą gra Robin Wright początkowo ma jednak opory. Jej moralność i etyka kłóci się z uprzedmiotowieniem jej jako komputerowego bytu. Jej miłość do dzieci i chęć poświęcenia się choremu synowi, zmusza ją do podpisania kontraktu. Od tej chwili Robin jest częścią systemu komputerowego, nowatorskim eksperymentem, który pozwoli jej zachować wieczną młodość, sławę i blask fleszy. A jej samej, niezależność finansową.
Folman animacją buduje świat technologicznej dyktatury, który ma miejsce 20 lat po podpisaniu kontraktu przez Robin. By odnowić umowę, Robin staje się częścią zbiorowej halucynacji, iluzji, która jest wyłącznie zasłoną dymną przed większym problemem. Lem w opowiadaniu skupił się na masowym przeludnieniu, zmianach klimatycznych. Ale też na istocie prawdy. Na jej poznaniu. Na tym, co faktycznie się pod tym słowem kryje. Na iluzoryczności ludzkich zmysłów. Również u Folmana niewiele trzeba by nasza percepcja, sposób postrzegania świata był uzależniony, manipulowany i pod dyktando osób trzecich. Pozostaje więc pytanie, czy to co widzimy istnieje ? A skoro to co widzimy istnieje, to czy jest to rzeczywiście prawdziwe ? Zarówno Lem, jak i Folman mocno kwestionują naszą zależność i absolutne zaufanie zmysłom. Cóż innego nam jednak pozostaje ? Folman stawia na wybór. Na jednostkę, która ma prawo wyboru, a którą poddaje się dyktatom. U Lema manipulacja zmysłami poprzez rozpylanie substancji halucynogennej jest jak programowanie naszej woli. Folman sugestywnie, poprzez świat szołbiznesu, próbuje zwrócić naszą uwagę na prawdziwość przekazu medialnego.
Z pewnością reżyser nie jest twórcą, który nie ma pomysłu na swoją karierę. Porusza mało trywialne tematy. Idzię głęboko w naszą świadomość i łechta ją od środka. Pobudza ją i włącza magiczną lampkę, która ma nam oświecać drogę do poznawania prawdy. Nie tą, którą na co dzień jesteśmy karmieni przez media. Ale tą, którą na podstawie naszej wiedzy, spostrzegawczości, inteligencji i nabytych doświadczeń jesteśmy w stanie sami uzgodnić, porównać, zidentyfikować. Nasze życie to informacja. Jesteśmy nią zalewani z każdej strony. Ważne problemy przykrywane głupkowatymi programami, które skutecznie mają odwrócić naszą uwagę od istoty. Czym jest ta istota ? Co kryje się głębiej ? I gdzie jest owo źródło ? W świecie wielkich zależności nie znajdziemy jednoznacznej i konkretnej odpowiedzi. KONGRES z pewnością jest niepokojącym obrazem mówiącym o miejscu jednostki w świecie przyszłych machinacji. Jednak są to filmy potrzebne. W świecie informacji obrazkowej może to być jedyne źródło przekazu, które skutecznie pobudzi nasze zmysły do działania.
Moja ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))