To moje trzecie spotkanie z dość kontrowersyjnym reżyserem Shionem Sono. W tym przypadku KLUB SAMOBÓJCÓW to bardzo ciekawy projekt. Nietuzinkowy i trudny do sklasyfikowania. Obraz wije się gdzieś pomiędzy dramatem, thrillerem a gore. Wypełniony jest masą symboliki, którą jedni odczytają jako po-grzybkową jazdę twórcy, a drudzy znajdą w niej głębszy sens. Ja znajduję się w tej drugiej kategorii widzów. Reżyser zastosował alegorie jako formę przesłania. Zawsze uważałam, że Japończycy to szczególny gatunek ludzki. Ich kreatywność jest ponad przeciętna, a wyobraźnia wykracza poza wszelkie ramy i schematy. Najprawdopodobniej wynika to z ogromnych różnic kulturowych. Jakby jednak nie patrzeć, po raz kolejny stworzyli nieźle odjechaną historię, którą albo można odrzucić na starcie, albo podziwiać. Nic pomiędzy.
Shion Sono swoją historię buduje na samobójstwie 54-rech uczennic. Początkowo zdarzenie policja uznała za przypadkowe, jednak z upływem czasu fala samobójstw zaczęła zalewać Japonię. Policjanci zaniepokojeni uderzającym podobieństwem tych wypadków przeprowadzają śledztwo.
Historia od samego początku jest mieszaniną gatunków filmowych. Sono przeprowadza nas przez wątek kryminalny, nie skąpi scen brutalnych, wręcz gore. Po czym snuje tajemniczą opowieść o sekcie, której zadaniem jest uzmysłowienie społeczeństwu, jak bardzo jest wyalienowane i oderwane od rzeczywistości.
Sono przez dość drastyczną treść, absurdalne sceny, zahaczające o kicz i tandetę kreśli nam obraz współczesnego, młodego Japończyka. Niewolnika technologii, ogarniętego zdigitalizowanym szaleństwem, odseparowanego od rzeczywistości, żyjącego w wyimaginowanym, audio-wizualnym świcie. Ten świat to nie tylko internet, to media in general. To kolorowa bańka, która otoczyła społeczeństwo i odseparowała je od tego co w życiu istotne. Od relacji między ludzkich, od uczuć i umiejętności odróżniania fantazji od rzeczywistości. Razi więc brak umiejętności weryfikacji docierających zewsząd informacji, podatność na manipulację i skłonność do depresji. Współczesny młody Japończyk w oczach Sono to oszołomiony desperat, odbijający się jak ping-pong od ścian zbiorowej świadomości.
Początkowo miałam problem z odbiorem tego filmu. Z jednej strony raził kicz, z drugiej przyciągała niezwykła oryginalność treści. Kicz jednak stanowi dość spory ułamek kultury Japońskiej. Wszyscy dobrze znamy produkty tamtejszej popkultury, jak chociażby Hello Kitty, Tamagotchi, style: ganguro, hime gyaru, lolita fashion, etc., etc. Idąc tym tokiem myślenia nie sposób dostrzec konsekwencji w wyborze zarówno stylistyki, jak i symboliki, która dobitnie i dosadnie przekazuje problem, który dostrzegł Sono. Współczesna kultura japońska jest przesiąknięta elektroniką, nowoczesnością i gadżeciarstwem. Młodzi prześcigają się w kontrowersyjności swego wyglądu, tylko wyłącznie by się wyróżnić. Na tym tle KLUB SAMOBÓJCÓW wypada jako mega wypasiony, zajebiście oryginalny sposób na zyskanie upragnionych pięciu minut uwagi.
KLUB SAMOBÓJCÓW zaliczam do ciekawostek, filmów bardzo oryginalnych, intrygujących i nieprzeciętnych. Choć momentami rozwiązania fabuły irytują, a treść wypada jak egzaltowana suka, obraz ten zasługuje na uwagę. Z pewnością.
Moja ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))